poniedziałek, 18 lipca 2016

21

Oskar musiał mieć wycięty wyrostek robaczkowy, a Ania nie potrzebnie panikowała. Udaliśmy się do jej sali, gdzie dochodziła do siebie.
-Jak się czujesz?- zapytałam.
Widać było, że jest wycieńczona. Musiała dużo odpoczywać, dlatego nie siedzieliśmy u niej długo, tylko poszliśmy na oddział, na którym ja leżę. Położyłam się na łóżku i spojrzałam na Kubę. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem, na samą myśl, że to tylko o wyrostek chodziło. Szybko jednak przestaliśmy się śmiać. Kuba złapał mnie za dłoń i wbił swój wzrok w wenflon na mojej prawej ręce.
-Kocham cię bardzo- powiedział- Nie pozwolę ci umrzeć. Tak właściwie to myślałem, żeby zacząć już szukać dawcy szpiku- wypalił ni stąd i ni z owąd, bo tak naprawdę mój onkolog jeszcze nic nie mówił na temat przeszczepu.
-Kuba, obiecaj mi, że będziesz się opiekował Nadią- ścisnęłam jego dłoń.
-Będę, ale razem z tobą. Z resztą proszę cię, skończmy ten temat, bo już go kilka razy przerabialiśmy. Ty nie umrzesz. Rozumiesz?
-Ale ja się tak tego wszystkiego boję- mówiłam załamanym głosem i w końcu popłynęły mi łzy z oczu, a Kuba zamiast coś powiedzieć, najzwyczajniej w świecie wepchał się mi do łóżka i mocno objął. Zaczął się bawić moimi włosami. Drugą dłonią trzymał moją dłoń. Z moich oczu popłynęło jeszcze więcej łez, ale żadne z nas się nie odzywało. Leżeliśmy i to mi w zupełności wystarczało. Nie potrzebne mi były w takiej chwili jakieś banalne słowa pocieszenia w stylu "Będzie dobrze", bo oboje sobie zdawaliśmy sprawę z tego, że nie będzie. Do tego jeszcze Nadia walczyła w inkubatorze o życie. Bałam się o moją małą córeczkę.
-A co jeśli mała sobie nie poradzi?- spytałam. To było pesymistyczne podejście, ale nie mogłam przestać o tym myśleć.
-Lekarze wiedzą, co robią. Mała jest w dobrych rękach, a jeśli jej się coś stanie, to osobiście zabije lekarzy z tamtego oddziału- oznajmił i zaczął mi zaplatać warkocza. Byłam zaskoczona, że umie w ogóle to robić.
-Przynajmniej Nadia nie będzie chodziła rozczochrana.
-Karola, błagam. Nie mów tak, jakbyś odchodziła. Zaczynasz chemię. Będą co prawda gorsze dni, ale będą też lepsze- powiedział. Wtuliłam się w niego mocno. Nie mogłam opanować łez.

Trzy tygodnie później
Ania i Oskar opuścili razem szpital. Oboje jakoś do siebie doszli i postanowili nawet razem zamieszkać. Byłam zadowolona, że moja przyjaciółka zaczyna układać sobie życie.
Nadię miałam już kilka razy na rękach. Jest taka malutka, taka przecudna, aż żal mi serce ściska, gdy widzę ją pod respiratorem i sondą, to aż żal mi serce. Taka malutka.
Stałam w łazience przy zlewie. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, które wisiało na ścianie. Zobaczyłam w nim zmęczoną twarz osiemnastolatki, która wyglądała na co najmniej dziesięć lat więcej. Znowu poczułam mdłości i zwymiotowałam do kibelka. Potem opukałam opukałam buzię i wzięłam do ręki moją szczotkę. Przeczesałam skołtunione włosy. Zauważyłam na niej spory kłębek włosów. Zjechałam po ścianie i zaczęłam płakać. Usłyszałam, że ktoś wszedł do mojej sali. Podniosłam się, złapałam za kroplówkę i wyszłam z łazienki. Na moim łóżku siedział zasmucony Kuba.
-Stało się coś?- zapytałam, bojąc się, że to chodzi o Nadię. Nie myliłam się.
-Mała ma dysplazję oskrzelowo-płucną- oświadczył. Domyśliłam się już z czym to będzie związane. Gdy leżałam i się nudziłam, zaczęłam czytać fora dla matek wcześniaków. Wiedziałam, że takie dzieci wymagają ciągłego podawania tlenu. To był dla mnie, dla nas kolejny cios- Do tego lekarze podejrzewają retinopatię wcześniaczą- dodał po chwili.
-Nasza mała córeczka.
-Okulista powiedział, że retinopatii postarają się pozbyć laserowo. Będzie dobrze Karolcia- odparł. Wtuliliśmy się w siebie i siedzieliśmy w ciszy jak zwykle, do czasu, kiedy mnie znowu nie zemdliło. Te wymioty mnie już denerwowały. Miałam wrażenie, że pozbyłam się wszystkich moich wnętrzości. Kiedy już przepłukałam usta wodą z bezsilności osunęłam się po ścianie. Kuba do mnie podszedł, wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i zaniósł do łóżka. Położył najpierw mnie na łóżku, a potem sam się wpakował.
-Zaczynają mi już włosy wypadać- westchnęłam i zaczęłam kreślić kółka na jego torsie.
-Wolałabyś czekać, aż ci wypadną wszystkie, czy wolałabyś, żebym na przykład ja ci je zgolił?- zapytał. Zatkało mnie trochę. Jeszcze kilka tygodni temu plótł mi warkocza, a teraz chce mi zgolić.
-Sama nie wiem.
-Wiesz co? Mam pomysł- wstał i wybiegł z mojej sali. Wrócił po dziesięciu minutach z maszynką do golenia i nożyczkami w ręku.
-To kto pierwszy kogo goli?- zapytał. Jeszcze bardziej mnie zaskoczył. Na początku pojawił się smutek z powodu straty włosów, ale stwierdziłam, że skoro Kuba jest w stanie poświęcić swoje włosy, to postanowiłam, że ja pierwsza mu je zgolę, żeby się jeszcze nie rozmyślił
-Siadaj- uśmiechnęłam się i wzięłam do ręki maszynkę. Podłączyłam ją do prądu i zaczęłam działać. Z początku się wydurniałam i robiłam mu różne wzorki na głowie, ale po jakimś czasie nie było już z czego, więc zgoliłam resztę i mogliśmy zamienić się miejscami. Kuba najpierw ściął moje włosy na krótką.
-Jak chcesz, to mogę tak zostawić- zaproponował, gdy zauważył moją niepewną minę, ale w końcu powiedziałam mu, żeby zgolił wszystko i tak też zrobił. Strzepałam z siebie włosy i podeszłam do lustra. Zaraz za mną stanął Kuba. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Ładnie ci tak- zwrócił się do mnie, całując mnie w czubek głowy.
-Tobie też do twarzy w łysinie.
-Dzięki.
-W ogóle jak wzięłam wczoraj na ręce Nadię to jakbym jakiegoś powera dostała. Tak bardzo chcę widzieć jak dorasta, jak idzie do komunii, jak się zakochuje, idzie na studniówkę, potem do ślubu- zaczęłam wyliczać z uśmiechem na twarzy.
-I pewnie chcesz widzieć, jak prowadzę ją do ołtarza.
-A żebyś wiedział.
-Ok, da się to załatwić- Kuba się uśmiechnął i przejechał dłonią po moim poliku.

Dwa miesiące później
Przez ten czas tylko tydzień nie byłam w szpitalu. Każde kolejne wyniki mówiły, że choroba co raz bardziej postępuje, a ja co dzień mam więcej siły by walczyć.
Mała Nadia przeszła zabieg laserowy, który zahamował retinopatię. Byliśmy szczęśliwi, że wszystko powiodło się zgodnie z planem.
Był to dzień, w którym nasza mała Nadia opuszczała szpital. Mimo, że błagałam lekarza, on nie pozwolił mi w ogóle jechać do domu. Byłam na niego wściekła. Ten jeden jedyny dzień chciałam spędzić z rodziną. Tłumaczyłam onkologowi, że wieczorem byłabym znowu w szpitalu, ale był nieugięty.
-Karola, podasz mi czapeczkę?- spytał Kuba, a ja to zrobiłam.
-Słuchaj, a może ty byś pogadał z lekarzem. Ja tak chcę spędzić ten dzień z wami- spojrzałam na Kubę maślanymi oczami.
-To ty ubierz małą, tylko uważaj na sprzęt.
-Jasne- odparłam i podeszłam do małej. Usiadłam na łóżku i zaczęłam ją ubierać. Potem włożyłam ją ostrożnie do fotelika. Dziesięć minut później Kuba znalazł się przy mnie.
-Dobra, idź się ogarnij. Za pięć minut pielęgniarka odepnie ci kroplówkę- odparł, a ja złożyłam na jego ustach pocałunek, a po chwili szybkim krokiem znalazłam się na swojej sali, gdzie przebrałam się w dżinsy i biały top. Zawiązałam na głowie błękitną chustkę i czekałam tylko na pielęgniarkę, która miała mi odpiąć kroplówkę. Spóźniła się chwilę, ale byłam tak przeszczęśliwa, że nie zauważyłam. Spakowałam jeszcze do torebki telefon i ładowarkę, i byłam gotowa do wyjścia. Udałam się do Kuby i Nadii. On dostawał jeszcze ostatnie wskazówki dotyczące jak się obchodzić z sondą, respitatorem i pulsoksymetrem. Gdy już wszystko wiedział, udaliśmy się do auta, gdzie czekał na nas mój tata. Tak się ucieszyłam, że go widzę, że aż musiałam usiąść na przednim siedzeniu. Nie widziałam go jakieś dwa tygodnie. Brakowało mi go przez ten czas.
-Cześć córeczko, jak się czujesz?- zapytał z troską.
-Dzisiaj tryskam energią. Przynajmniej kilka godzin spędzę z wami- posłałam ojcu szeroki uśmiech.
Gdy wszyscy byliśmy pozapinani, tata odjechał spod szpitala i ruszyliśmy o dziwo w nieznanym mi kierunku.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam, gdy zatrzymaliśmy się chyba na czwartych światłach.
-Zobaczysz Karolciu- uśmiechnął się do mnie, a dla mnie był to znak, że mam przestać dopytywać. Po pół godzinie przebijania się przez miasto, zatrzymaliśmy się przed dosyć dużym domem. Był on na przedmieściach Wrocławia. Byłam ciekawa, co mój ojciec i narzeczony wymyślili. Wysiedliśmy z auta, pomogłam Kubie z Nadią i weszliśmy do środka. Było jednak cicho.
-Idź do ogrodu- Jakub wskazał na wielkie szklane drzwi. Posłuchałam się go.
-Niespodzianka!- krzyknęło kilka osób i każdy po kolei zaczął mnie witać.

niedziela, 3 lipca 2016

20

*Ania*
Był druga w nocy. Obudził mnie dźwięk przychodzącego SMS-a. Zapomniałam wyciszyć telefon, ale jak się okazało dobrze zrobiłam. Zauważyłam, że wiadomość jest od kogoś, kogo nie mam zapisanego w kontaktach. Kliknęłam, aby przeczytać. Treść SMS-a mnie zaskoczyła. Natychmiast zaczęłam budzić Karolinę. Nie było to dosyć łatwe zadanie, tym bardziej, że wiedziałam, że całą poprzednią noc przepłakała przy inkubatorze, gdzie była Nadia.
-Karolina, obudź się- podniosłam głos bardziej. Wtedy zaczęła otwierać pomału oczy.
-Pali się, czy co?- zapytała zaspanym jeszcze głosem.
-Nie, ale czytaj- wcisnęłam jej w dłoń mojego smartfona.
-To ja, Oskar. Żyję. Nie wiem, gdzie jestem, ale wiem, co się stało z dzieckiem. Myślę cały czas o Tobie. Pomóż mi jakoś. Tylko nie odpisuj na tą wiadomość- przeczytała szybko pod nosem, a potem spojrzała na mnie- Musimy to przekazać policji. Może uda im się namierzyć ten telefon.
-A co jeśli jest na kartę?
-To nie ma znaczenia. Są przecież BTS-y, ostatnie miejsce logowania można ustalić- zaczęła mi wyliczać, ale jej przerwałam.
-Za dużo tego serialu o policjantach oglądasz- stwierdziłam, a potem wróciłam do naszego problemu- To co robimy?
-Poczekaj do rana.
-Do rana? To o wiele za długo. Musimy jak najszybciej o tym im powiedzieć. A jak postanowią się ulotnić? Ja dzwonię teraz- oświadczyłam i wykręciłam numer 997. Jednak dyżurny kazał mi czekać do dziewiątej rano, bo wtedy gościu od tego wszystkiego będzie mógł do mnie przyjechać. Pogodziłam się z tym i położyłam się, żeby zasnąć, ale jakoś nie mogłam zmrużyć oka. Z jednej strony cieszyłam się, że po takim czasie Oskar dał znak, że żyje, ale nie wiedziałam nawet w jakim on jest stanie. Jednak nie musiało być z nim tak źle, skoro napisał do mnie SMS-a.
Do rana nie zasnęłam. Po obchodzie zjawił się u mnie policjant, który wziął mój telefon, aby dowiedzieć się, skąd wysłany został SMS. Ja siedziałam jak na szpilkach i czekałam na jakiekolwiek wiadomości. Oczywiście o wszystkim poinformowałam panią Kamilę. Przyjechała do mnie, do szpitala i zaczęła o wszystko wypytywać. Potem zeszła na temat swojego wnuka lub wnuczki i niestety musiałam powiedzieć jej, że nie zostanie babcią. Była trochę zawiedziona, ale uznała, że jeszcze ma czas.
Pół godziny później mama Oskara dostała wiadomość, że namierzyli już telefon i antyterroryści tam jadą. Tak bardzo chciałam tem jechać, ale nie było takiej opcji. Musiałyśmy siedzieć z panią Kamilą i czekać. Bardzo długo czekać.

*Narrator*
Jednostka SPAT podjechała pod opuszczoną fabrykę przy drodze wylotowej na Trzebnicę. Było też kilku policjantów z pionu patrolowego. Budynek był oblężony ze wszystkich stron. Każde wyjście było zabezpieczone. Czekali tylko na znak od dowódcy akcji, że mogą wejść.
-Uwaga, wchodzimy- usłyszeli funkcjonariusze i wbiegli do fabryki. Zaczęli przeszukiwać wszystkie pomieszczenia.

W tym czasie w pokoju, gdzie znajduje się Oskar.
-To co z nim zrobimy?- spytał Olaf, wskazując głową na Oskara.
-Nie wiem- Majka wzruszyła ramionami i kopnęła nieprzytomnego siedemnastolatka.
-Ale coś trzeba z nim zrobić, chyba go nie zostawimy tutaj?- Olaf chodził z kąta w kąt zdenerwowany.
-Mi oprócz związania jego i wywiezienia do lasu nic innego do głowy nie przychodzi- odparła.
-Może w dywanie go wywieziemy?- zaproponował osiemnastolatek.
-Zwykły czarny worek wystarczy- dziewczyna rzuciła koledze wspomnianą rzecz- Pomóż mi go spakować.
Pięć minut później Oskar był gotowy do wywózki. Jednak, gdy mieli go wynosić z pomieszczenia, usłyszeli, że ktoś idzie. Starali się zachowywać cicho, ale niestety drzwi ktoś otworzył i wszedł do pomieszczenia. Byli to policjanci. Zaczęli krzyczeć i przeszli do aresztowania Majki i Olafa. Policjant z pionu patrolowego otworzył worek i sprawdził czy Oskar oddycha. Niestety nie, puls też był niewyczuwalny. Od razu przystąpił do RKO. Chwilę później przejęła go załoga karetki.

*Ania*
Pani Kamila skończyła rozmawiać z policjantem. Dowiedziała się, że Oskara w stanie ciężkim wiozą do szpitala, w którym akurat się znajdują. Stan ciężki- te dwa wyrazy chodziły mi ciągle po głowie. Bałam się o niego. Siedziałam wtulona do jego mamy, bo Karolina poszła z Kubą do Nadii. W końcu poprosiłam, żebyśmy się przeszły, bo nie mogłam usiedzieć w miejscu. Gdy byłyśmy przy wyjściu, zauważyłam, że do szpitala wbiegają ratownicy z kimś na noszach. Od razu rozpoznałam Oskara. Pani Kamila również.
-Doktorze, co z moim synem?- zapytała, ale facet jej nic nie powiedział.
-Proszę pana, co z nim?- złapałam go za ramię.
-Proszę nam nie przeszkadzać- odszedł od nas, a my się nie dowiedziałyśmy, co z Oskarem. Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej. Zaczęłam płakać. Przecież ja nie mogłam go stracić. Nie dość, że Karolina była chora i niewiadomo, czy z tego wyjdzie, to jeszcze on miałby mnie zostawić? On nie mógł umrzeć.
-Aniu, lekarz cię wszędzie szuka- odparła pielęgniarka, która się mną zajmowała. Pomogła mi wstać i zaprowadziła do sali. Położyłam się na łóżku i łzy mi zaczęły lecieć. Dziesięć minut później do pomieszczenia wszedł salowy. Zaczął sprzątać łóżko Karoliny. Zdziwiło mnie to trochę.
-Co pan robi?- spytałam, ocierając łzy.
-Sprzątam, nie widać?- spojrzał na mnie jak na wariatkę.
-Ale przecież tutaj moja przyjaciółka śpi- odparłam.
-Z tego, co mi wiadomo, twoja przyjaciółka została przeniesiona na oddział onkologii- w sali pojawił się Michał. Byłam zaskoczona jego wizytą i tym, jak dobrze jest zorientowany.
-Skąd wiesz?- zwróciłam się do niego, zostawiając salowego w spokoju.
-Akurat jak szedłem od swojej siostry, to ona i jej chłopak chodzili po parku. Karolina zasłabła i podjęli decyzję o przeniesieniu jej na onkologię.
-Ja muszę do niej iść- wstałam gwałtownie, ale w głowie mi się zakręciło i położyłam się znowu.
-Leż lepiej.
-Dobra- westchnęłam.
-Ten chłopak, którego przywieźli to twój?- zapytał po chwili.
-Tak, to Oskar- potwierdziłam- Boję się o niego.
-Nie będę ci mówił, że będzie dobrze, bo to brzmi jak banał. Ale musisz wierzyć, że on z tego wyjdzie, bo jak mówią, wiara czyni cuda.
-Ja to chyba dawno przestałam wierzyć w cuda- powiedziałam i wzięłam głęboki oddech.
-Aż tak źle?- odgarnął mi włosy z twarzy.
-Tak, aż tak źle. Moja mama nie żyje, a z ojcem nie miałam kontaktu od dawna. Poza tym on nie ma do mnie żadnych praw- powiedziałam i się rozpłakałam.
-Tak mi przykro- odparł i nic więcej nie odzywał się. Zaczął mnie głaskać po plecach aż w końcu odleciałam.

*Karolina*
Leżałam podpięta do przenajróżniejszych urządzeń. Sama nie wiedziałam do czego one służą. Lekarz mi powiedział, że w najbliższym czasie założą mi cewnik, który ułatwi wlew chemii do krwi. Byłam przerażona tym wszystkim. Najgorsze było to, że nie będę mogła odwiedzać mojej córeczki. Specjaliści mówią, że jak na takiego wcześniaka, to mała sobie całkiem nieźle radzi, aż nie chcą zapeszać. Ja też nie. Tak chciałabym ją chociaż raz potrzymać na rękach. Na razie niestety jest to niemożliwe. Nadia jest w inkubatorze, a ja muszę leżeć podpięta do kroplówek. Miałam ochotę wyrwać te wszystkie rurki z mojego ciała, ale uświadomiłam sobie, że przecież one mają mi pomóc wyzdrowieć. Nie mogłam zostawić Kuby samego z Nadią i Ani. Oraz rodziców oczywiście. Muszę wyzdrowieć dla nich- to był mój cel. Spojrzałam na moją nową sąsiadkę. Wiedziałam, że ma na imię Ewa i walczy z tą chorobą od roku. Ma dwadzieścia pięć lat, a wygląda na dziesięć więcej. Blada, bez włosów, sińce pod oczami. Zastanawiałam się, czy ja też tak będę wyglądać. Z tych zamyśleń wyrwał mnie Kuba.
-Znaleźli Oskara- odparł uradowany. Na mojej twarzy również pojawił się uśmiech.
-I co z nim?
-Jest bardzo odwodniony, do tego doszło jeszcze niedotlenienie mózgu. Niewiadomo, co dalej. Teraz lekarze mają uzupełniać mu płyny. Jest na własnym oddechu- oznajmił mi. Mówił dość chaotycznie, ale ja i tak zrozumiałam.
-A w ogóle jak się czujesz słonko?- zapytał.
-Na razie dobrze, ale się boję- z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Kuba mnie przytulił i zaczął głaskać mnie po plecach. Ja i tak dalej płakałam.
-Cii, kochanie- starał się mnie uspokoić, ale to nic nie dawało.
-Ja, ja nie chcę umrzeć. Chcę wziąć z tobą ślub. Chcę uczestniczyć w życiu naszej córki. Chcę ją trzymać na rękach do chrztu. Chcę widzieć ją podczas komunii, chcę być na jej ślubie- płakałam coraz bardziej. Tyle rzeczy jeszcze chciałam zrobić w życiu.
-Karolina, rozmawiałem z lekarzem. Powiedział, że na razie będą ci podawać chemię, ale trzeba też znaleźć dawcę szpiku- oznajmił mi, a po chwili dodał- Zorganizuję akcję, zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Znajdziemy odpowiedniego dawce. Wrocław jest duży, na pewno gdzieś jest twój bliźniak genetyczny.
-Kocham cię- wyszeptałam i poleciały mi kolejne łzy- Jesteś najwspanialszym narzeczonym, jakiego mogłam sobie wymarzyć.
Siedzieliśmy w siebie mocno wtuleni, ale ktoś nam postanowił przerwać. Tym kimś była Natalia?
-Co tutaj robisz?- zapytałam przerażona.
-Dostałam przepustkę. Mama mi powiedziała, że jesteś w szpitalu. Jak się czujesz siostra?
-A w miarę.
-Słyszałam, że zostałam ciocią i mam siostrzenicę- powiedziała. Przytaknęłam kiwnięciem głowy- Pewnie nie pozwolisz mi do niej pójść, po tym, co nawywijałam, ale mam mały prezencik- podała mi ozdobną torebkę. Niepewnie zajrzałam do środka. Zobaczyłam śliczne, różowe body i rożek.
-Dziękuję siostra- przytuliłam ją- Kuba, idź pokaż jej małą- poprosiłam mojego narzeczonego. Zawahał się, ale w końcu poszedł z Natalią. Ja zostałam sama, ale nie na długo, bo postanowili mnie odwiedzić również rodzice.
-Słyszeliśmy, że Oskar się odnalazł- powiedziała moja mama na samym wejściu.
-Tak. Jest nieprzytomny narazie i jego organizm jest mocno wycieńczony, ale mówią, że będzie dobrze.
-A ty córeczko, jak ty się czujesz?- zapytała z troską w głosie. Nie umiałam jej odpowiedzieć. Rozpłakałam się. Razem z tatą mnie przytulili. Ogarnęłam się po chwili.
-Przepraszam, że się tak rozczuliłam- odparłam, ocierając łzy.
-Spokojnie córeczko. A jak tam nasza wnusia?
-Natka ma się całkiem dobrze. Lekarze są pod wrażeniem, jak taki wcześniak, może sobie tak radzić. Oczywiście na razie jest zależna od tlenu, potem ma mieć jeszcze konsultacje okulistyczną.
-A kiedy wreszcie będziecie mogli wziąć ją na ręce?
-Nie wiem, na razie jest na to za wcześnie. Nie wiem w ogóle, czy jak już będzie można wziąć ją na ręce, to czy ja będę w stanie- pożaliłam się i znowu zachciało mi się płakać, ale postanowiłam, że będę starała się tego nie robić przy rodzicach. Przy Kubie mogłam sobie pozwolić, ale przy nich nie chciałam okazywać słabości. Widziałam, że im żal serce ściska, jak patrzą na mnie. Z resztą ja miałam podobnie, patrząc na nich.
-O, dzień dobry- do sali weszli Kuba z Natalią.
-Cześć mamo, cześć tato- moja siostra przywitała się z naszymi rodzicami.
-Jak się czujesz jako ciocia?- spytałam, spoglądając w jej stronę. W jej oczach można było dostrzec radość.
-Jeszcze nigdy nie widziałam takiego maleństwa. Nadia jest przeurocza. Aż nie wierzę, że to moja siostrzenica. W ogóle jest bardzo podobna do ciebie, Karolina- nigdy nie widziałam tak szczęśliwej Natalii. Chyba zakochała się w małej od pierwszego wejrzenia.
-Siostra, obiecaj mi. Pokonasz chorobę i nie zostawisz małej samej z Kubą. On jest strasznie nieodpowiedzialny. Powiedział mi, że jutro ma jechać na wyścigi- wyskoczyła nagle Natalia, a każdy wbił wzrok w Kubę.
-Czy ja o czymś nie wiem?- spytałam srogim głosem. Kuba zrobił wielkie oczy i spojrzał na Natalię. Chciałam wstać i mu przywalić, ale nie miałam siły.
-Dobra siostra, nie denerwuj się. Żartowałam. Ale radzę ci to wziąć pod uwagę.
-Oż ty- wzięłam poduszkę i wymierzyłam w nią.
-Ej!- krzyknęła i rzuciła nią w moją stronę. Podeszła do mnie i zaczęła mnie łaskotać. Zaraz potem dołączył się do niej Kuba. Zaczęłam się śmiać w niebogłosy. Nie zwracałam uwagi nawet na to, że nie jesteśmy sami. Tą miłą chwilę przerwała nam Ania, która przyszła do mojej sali. Od razu przestaliśmy się śmiać i nasze oczy powędrowały w jej stronę. Stała w drzwiach cała zapłakana. Oczy miała zapuchnięte.
-Co się stało?- cała piątka zapytała jednocześnie. Ona nic nie odpowiedziała, tylko uciekła z sali.
-Kuba, powinniśmy do niej iść- oznajmiłam.
-Dasz radę sama, czy jednak na wózku wolisz?- spytał.
-Wolę wózek- odparłam i zostawiliśmy moją rodzinę samą. Razem z Kubą zaczęliśmy poszukiwania Ani, ale nigdzie jej nie było. Sprawdziliśmy wszystkie możliwe łazienki, nawet męskie. Zajrzeliśmy do kantorków, na sali też jej nie było, nawet pod salą Oskara, aż w końcu wyszliśmy na dwór.
-Ona musi być gdzieś niedaleko- stwierdziłam, rozglądając się na wszystkie strony.
-Myślisz, że to coś z Oskarem?- spytał dosyć zdenerwowany. Przecież on był jego przyjacielem.
-Musimy jak najszybciej znaleźć Ankę i się dowiedzieć.
-A może jest z mamą Oskara?
-No właśnie- wyjęłam telefon z kieszeni i chciałam wykręcić numer pani Kamili, ale zadzwoniła moja siostra. Oznajmiła, że znaleźli Anię nieprzytomną i że mamy jak najszybciej wrócić, bo mają coś do powiedzenia ważnego. Pięć minut później spotkaliśmy się przed salą operacyjną. Byłam zdziwiona. Wkrótce wszystko się wyjaśniło.