piątek, 23 września 2016

22- ostatnie

-Kuba, ale co to ma być?- zapytałam zaskoczona, gdy już każdego przytuliłam.
-Mała niespodzianka. Jest to nasz nowy dom- oznajmił, a ja dostałam wytrzeszczu oczu.
-Żarty?
-Nie, mówię poważnie. Kupiłem go dla nas- oświadczył.
-Ale, ale- zacięłam się.
-Nie ma żadnego ale. A, i jeszcze jedno. To ja poprosiłem lekarza, żeby mówił ci, że nie pozwoli ci wyjść- wyznał, za co dostał ode mnie z pięści w ramię.
-Nie lubię cię.
-Wiem o tym, ty mnie kochasz moja droga- odparł i objął mnie w talii. Dostał ode mnie całusa w policzek. Następnie zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść.
*Ania*
Siedzieliśmy, bawiliśmy się świetnie. Widziałam, że moja przyjaciółka ma w oczach radość. W ogóle tego dnia była taka jak dawniej. Żartowała z nami, wygłupiała się aż w końcu wylądowała w basenie z zimną wodą. Wtedy nasza zabawa się skończyła. Opuściliśmy razem z Oskarem dom naszych przyjaciół i pokierowaliśmy się do naszego mieszkania. Nie mieliśmy daleko, więc szliśmy sobie spacerem.
-Fajnie było widzieć Karolinę znów roześmianą- skomentowałam.
-W ogóle fajnie było widzieć Karolinę, Nadię i Kubę razem- dodał Oskar, ale szybko zmienił temat- Co teraz będziemy robić? Może byśmy poszli na motory?
-Nie mam ochoty jakoś- odpowiedziałam i siadłam na najbliższej ławce. Przypomniała mi się jedna rzecz i byłam wściekła na siebie, że dopiero teraz uświadomiłam sobie, że dzisiaj moja mama miałaby urodziny.
-Słońce, co się dzieje?- Oskar kucnął na przeciwko mnie. Moje oczy były zaszklone.
-Zapomniałam, że moja mama dzisiaj kończyłaby czterdzieści lat. Nawet nie poszłam dzisiaj do niej na cmentarz.
-Jeśli chcesz iść, to nie widzę żadnego problemu- Oskar podał mi rękę. Spojrzałam na niego, po czym chwyciłam jego dłoń i ruszyliśmy w stronę wspomnianego wcześniej miejsca. Przed bramą kupiłam znicz i udaliśmy się w stronę odpowiedniej alejki. Drogę znałam już na pamięć. Stanęliśmy przy grobie mojej mamy.
-Brakuje ci jej?- zapytał Oskar. Ja się w niego wtuliłam.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Tak bym chciała, żeby była przy mnie- z oczu zaczęły mi lecieć łzy- Dlaczego ona wtedy zginęła, a nie ojciec?
-Wiesz, że ty nie miałaś na to wpływu?
-A właśnie, że miałam. Gdybym wtedy na spacer z Karoliną nie poszła, to mama by może żyła.
-Wiesz, że nie możesz gdybać, bo to nic nie da. Trzeba żyć dalej. W ogóle co z twoim ojcem?
-Nie wiem, dawno go nie widziałam i nie mam zamiaru go widzieć- odpowiedziałam. Schyliłam się, żeby odgarnąć liście z pomnika. Popatrzyłam na zdjęcie mamy.
-Kocham cię mamo- szepnęłam i się podniosłam. Oskar położył dłoń na moim ramieniu. Oparłam głowę o niego.
-To co? Zapalimy znicz i idziemy do mnie?- zaproponował Oskar.
-Jeszcze piętnaście minut- poprosiłam. On nie protestował. Siedliśmy sobie na ławce wtuleni w siebie- Nie wyobrażam sobie życie bez ciebie, bez Karoliny, bez Kuby. To dzięki wam podniosłam się po śmierci mamy. Mam nadzieję, że Karolina pokona chorobę i Nadia będzie w przyszłości normalnie funkcjonować.
-Zobaczysz, jeszcze nie raz pójdziesz z Karoliną do parku, na plac zabaw, a nasze i ich dzieci będą się razem bawić- Oskar próbował mnie jakoś pocieszyć, ale trudno było mi w to wszystko uwierzyć. Wiedziałam, jaki jest stan jej zdrowia.Nie najlepszy.
-Błagam cię, oboje doskonale wiemy, że dobrze nie będzie, a Kubę, Karolinę i jej rodziców czekają trudne chwile- powiedziałam.
-Kiedy idziemy się zbadać?- zapytał Oskar.
-Chyba ty. Kiedy mówiliśmy o tym, że wszyscy się zbadamy, zapomnieliśmy o jednej rzeczy- spojrzałam na Oskar, a on zmarszczył brwi- Ja nie mam jeszcze osiemnastu lat.
-Fuck, no trudno. To my z Kubą się przebadamy. Poproszę jeszcze znajomych.
-A co, jeśli okaże się, że nikt z was nie mógł być, a ja akurat tak- powiedziałam zawiedziona, że nie będę mogła pomóc przyjaciółce.
-W sensie prawnym wy jesteście siostrami. Może jest jakaś szansa.
-A myślisz, że oni są takimi idiotami i nie mają aktów urodzenia?
-Coś się wymyśli, a teraz zapalmy znicza i chodźmy do domu.
-Ok- zgodziłam się.
*Kuba*
Przykryłem śpiącą Karolinę kocem i zajrzałem do Nadii. Spała słodko. Wyglądała tak samo jak jej mama. Poprawiłem rurkę od respiratora i wziąłem się za sprzątanie. Gdy skończyłem, poszedłem wziąć prysznic i wróciłem do sypialni. Położyłem się obok Karoliny.
-Lubię zapach tego żelu- odparła szeptem.
-Wiem, dlatego go kupiłem.
-Kocham cię- powiedziała i musnęła moje usta.
-Ja ciebie też skarbie. Nie wyobrażam sobie, że może ci się coś stać- odparłem, głaszcząc ją po policzku.
-Zajmiesz się Nadią, jak mnie zabraknie?
-Mam zacząć żałować, że cię tu ścągnąłem. Obiecaj mi, że się nie zapytasz już o to- mówiąc szczerze, zirytowała mnie.
-Obiecuję kochanie- Karolina położyła głowę na mojej klatce piersiowej. W końcu zasnęła. Ja jakoś nie mogłem. Co chwila wstawałem, łaziłem po domu, sprawdzałem co chwila, czy moje skarby oddychają. Byłem jakiś niespokojny. Przeczuwałem, że wydarzy się coś złego albo popadałem w lekką paranoję. W końcu położyłem się obok Karoliny i zasnąłem. Obudziłem się o dziewiątej. Karolina nadal spała. Swoją prawą rękę trzymała na mojej klatce piersiowej. Nie chcąc jej zbudzić, przekręciłem głowę w lewą stronę, aby zobaczyć co z Nadią. Mała spokojnie sobie spała. Postanowiłem, że zrobię śniadanie. Wstałem z łóżka i poszedłem w stronę kuchni. Zajrzałem do lodówki i po chwili namysłu uznałem, że zrobię jajecznicę na boczku.
Gdy skończyłem, ruszyłem w stronę sypialni. Już na przedpokoju usłyszałem, jak Karolina gada do Nadii. Uchyliłem delikatnie drzwi, aby jej nie wystraszyć i przyglądałem się temu, jak moja ukochana siedzi przy łóżeczku i przygląda się Malutkiej.
-Kochanie, śniadanie- powiedziałem, a Karolina spojrzała w moją stronę. Posłała mi ciepły uśmiech, a ja to odwzajemniłem. Podszedłem bliżej, położyłem talerze na szafce nocnej i stanąłem za Karoliną, obejmując ją w pasie. Pocałowałem ją delikatnie w kark.
-Kocham was, wiesz?- zapytała łamiącym głosem.
-Wiem skarbie. Ja też was kocham. Nie mogę się doczekać aż ślub weźmiemy.
-Planujesz coś, o czym ja nie mam pojęcia?
-Chodź, śniadanie zjemy, bo zaraz wystygnie- szybko zmieniłem temat. Nie chciałem się zdradzić, że coś planuje. Nagle Karolina osunęła się. Nie miałem pojęcia, co się dzieje. Zacząłem ją cucić, ale to nic nie dawało. Sprawdziłem puls i czy oddycha. Nie było żadnych oznak życia. Pierwsze, co zrobiłem zadzwoniłem po karetkę pogotowia, a następnie chciałem zadzwonić po kogoś, kto zaopiekuje się Nadią. Miałem dylemat do kogo. Nie chciałem dzwonić ani do mamy Karoliny, ani do mojej. W końcu zdecydowałem się zadzwonić do Ani. Tak jak się spodziewałem, gdy tylko odebrała, zaczęła marudzić, ale gdy dowiedziała się, co się stało, powiedziała, że zaraz będzie u nas. Zacząłem reanimację Karoliny. Bezskutecznie jednak. Po pięciu minutach przyjechali ratownicy, którzy zajęli się próbą przywrócenia Karoliny do życia, a po chwili przyjechali Ania z Oskarem.

*Karolina*
-Kuba, obudź się- szturchnęłam mojego męża. Po chwili Kuba otworzył oczy.
-Ja pierdziele.
-Co jest Kuba- cmoknęłam go w policzek.
-Znowu mi się to wszystko śniło. Ten cały koszmar, gdy ty prawie umarłaś- powiedział.
-Kuba, przecież to było pięć lat temu.
-Wiem, ale to wszystko gdzieś nadal siedzi w głowie. Cały czas boję się, że choroba wróci i cię stracę.
-Nie myśl nawet o tym. Wstajemy?- zapytałam i podniosłam się z łóżka. Wtedy do pokoju wpadła Nadia.
-Mama, pamiętasz, że idziemy dzisiaj do babci i dziadka?- zapytała moja ukochana córeczka.
-Pamiętam, oczywiście, ale najpierw pojedziemy jeszcze w jedno miejsce, ok?- pogłaskałam ją po głowie. Ona skinęła i wskoczyła na łóżko między mnie i Kubę. Postanowiłam się jeszcze położyć na chwilę. Głaskałam moją Nadię po głowie z uśmiechem na twarzy.
Potem wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie, uszykowaliśmy się i pojechaliśmy na cmentarz na grób Natalii. Moja siostra dwa lata temu popełniła samobójstwo, gdy przebywała w ośrodku psychiatrycznym.
Na miejscu już byli moi rodzice. Chwilę po nas zjawiła się Ania z Oskarem i Michałkiem. Zapaliliśmy znicze i położyliśmy kwiaty. Uroniłam trochę łez, z resztą moja mama też. Po pół godzinie pojechaliśmy do rodziców na obiad. Tam przekazaliśmy wszystkim wiadomość, że spodziewamy się drugiego dziecka. Wszyscy nam gratulowali.
***

Koniec

poniedziałek, 18 lipca 2016

21

Oskar musiał mieć wycięty wyrostek robaczkowy, a Ania nie potrzebnie panikowała. Udaliśmy się do jej sali, gdzie dochodziła do siebie.
-Jak się czujesz?- zapytałam.
Widać było, że jest wycieńczona. Musiała dużo odpoczywać, dlatego nie siedzieliśmy u niej długo, tylko poszliśmy na oddział, na którym ja leżę. Położyłam się na łóżku i spojrzałam na Kubę. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem, na samą myśl, że to tylko o wyrostek chodziło. Szybko jednak przestaliśmy się śmiać. Kuba złapał mnie za dłoń i wbił swój wzrok w wenflon na mojej prawej ręce.
-Kocham cię bardzo- powiedział- Nie pozwolę ci umrzeć. Tak właściwie to myślałem, żeby zacząć już szukać dawcy szpiku- wypalił ni stąd i ni z owąd, bo tak naprawdę mój onkolog jeszcze nic nie mówił na temat przeszczepu.
-Kuba, obiecaj mi, że będziesz się opiekował Nadią- ścisnęłam jego dłoń.
-Będę, ale razem z tobą. Z resztą proszę cię, skończmy ten temat, bo już go kilka razy przerabialiśmy. Ty nie umrzesz. Rozumiesz?
-Ale ja się tak tego wszystkiego boję- mówiłam załamanym głosem i w końcu popłynęły mi łzy z oczu, a Kuba zamiast coś powiedzieć, najzwyczajniej w świecie wepchał się mi do łóżka i mocno objął. Zaczął się bawić moimi włosami. Drugą dłonią trzymał moją dłoń. Z moich oczu popłynęło jeszcze więcej łez, ale żadne z nas się nie odzywało. Leżeliśmy i to mi w zupełności wystarczało. Nie potrzebne mi były w takiej chwili jakieś banalne słowa pocieszenia w stylu "Będzie dobrze", bo oboje sobie zdawaliśmy sprawę z tego, że nie będzie. Do tego jeszcze Nadia walczyła w inkubatorze o życie. Bałam się o moją małą córeczkę.
-A co jeśli mała sobie nie poradzi?- spytałam. To było pesymistyczne podejście, ale nie mogłam przestać o tym myśleć.
-Lekarze wiedzą, co robią. Mała jest w dobrych rękach, a jeśli jej się coś stanie, to osobiście zabije lekarzy z tamtego oddziału- oznajmił i zaczął mi zaplatać warkocza. Byłam zaskoczona, że umie w ogóle to robić.
-Przynajmniej Nadia nie będzie chodziła rozczochrana.
-Karola, błagam. Nie mów tak, jakbyś odchodziła. Zaczynasz chemię. Będą co prawda gorsze dni, ale będą też lepsze- powiedział. Wtuliłam się w niego mocno. Nie mogłam opanować łez.

Trzy tygodnie później
Ania i Oskar opuścili razem szpital. Oboje jakoś do siebie doszli i postanowili nawet razem zamieszkać. Byłam zadowolona, że moja przyjaciółka zaczyna układać sobie życie.
Nadię miałam już kilka razy na rękach. Jest taka malutka, taka przecudna, aż żal mi serce ściska, gdy widzę ją pod respiratorem i sondą, to aż żal mi serce. Taka malutka.
Stałam w łazience przy zlewie. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, które wisiało na ścianie. Zobaczyłam w nim zmęczoną twarz osiemnastolatki, która wyglądała na co najmniej dziesięć lat więcej. Znowu poczułam mdłości i zwymiotowałam do kibelka. Potem opukałam opukałam buzię i wzięłam do ręki moją szczotkę. Przeczesałam skołtunione włosy. Zauważyłam na niej spory kłębek włosów. Zjechałam po ścianie i zaczęłam płakać. Usłyszałam, że ktoś wszedł do mojej sali. Podniosłam się, złapałam za kroplówkę i wyszłam z łazienki. Na moim łóżku siedział zasmucony Kuba.
-Stało się coś?- zapytałam, bojąc się, że to chodzi o Nadię. Nie myliłam się.
-Mała ma dysplazję oskrzelowo-płucną- oświadczył. Domyśliłam się już z czym to będzie związane. Gdy leżałam i się nudziłam, zaczęłam czytać fora dla matek wcześniaków. Wiedziałam, że takie dzieci wymagają ciągłego podawania tlenu. To był dla mnie, dla nas kolejny cios- Do tego lekarze podejrzewają retinopatię wcześniaczą- dodał po chwili.
-Nasza mała córeczka.
-Okulista powiedział, że retinopatii postarają się pozbyć laserowo. Będzie dobrze Karolcia- odparł. Wtuliliśmy się w siebie i siedzieliśmy w ciszy jak zwykle, do czasu, kiedy mnie znowu nie zemdliło. Te wymioty mnie już denerwowały. Miałam wrażenie, że pozbyłam się wszystkich moich wnętrzości. Kiedy już przepłukałam usta wodą z bezsilności osunęłam się po ścianie. Kuba do mnie podszedł, wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i zaniósł do łóżka. Położył najpierw mnie na łóżku, a potem sam się wpakował.
-Zaczynają mi już włosy wypadać- westchnęłam i zaczęłam kreślić kółka na jego torsie.
-Wolałabyś czekać, aż ci wypadną wszystkie, czy wolałabyś, żebym na przykład ja ci je zgolił?- zapytał. Zatkało mnie trochę. Jeszcze kilka tygodni temu plótł mi warkocza, a teraz chce mi zgolić.
-Sama nie wiem.
-Wiesz co? Mam pomysł- wstał i wybiegł z mojej sali. Wrócił po dziesięciu minutach z maszynką do golenia i nożyczkami w ręku.
-To kto pierwszy kogo goli?- zapytał. Jeszcze bardziej mnie zaskoczył. Na początku pojawił się smutek z powodu straty włosów, ale stwierdziłam, że skoro Kuba jest w stanie poświęcić swoje włosy, to postanowiłam, że ja pierwsza mu je zgolę, żeby się jeszcze nie rozmyślił
-Siadaj- uśmiechnęłam się i wzięłam do ręki maszynkę. Podłączyłam ją do prądu i zaczęłam działać. Z początku się wydurniałam i robiłam mu różne wzorki na głowie, ale po jakimś czasie nie było już z czego, więc zgoliłam resztę i mogliśmy zamienić się miejscami. Kuba najpierw ściął moje włosy na krótką.
-Jak chcesz, to mogę tak zostawić- zaproponował, gdy zauważył moją niepewną minę, ale w końcu powiedziałam mu, żeby zgolił wszystko i tak też zrobił. Strzepałam z siebie włosy i podeszłam do lustra. Zaraz za mną stanął Kuba. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Ładnie ci tak- zwrócił się do mnie, całując mnie w czubek głowy.
-Tobie też do twarzy w łysinie.
-Dzięki.
-W ogóle jak wzięłam wczoraj na ręce Nadię to jakbym jakiegoś powera dostała. Tak bardzo chcę widzieć jak dorasta, jak idzie do komunii, jak się zakochuje, idzie na studniówkę, potem do ślubu- zaczęłam wyliczać z uśmiechem na twarzy.
-I pewnie chcesz widzieć, jak prowadzę ją do ołtarza.
-A żebyś wiedział.
-Ok, da się to załatwić- Kuba się uśmiechnął i przejechał dłonią po moim poliku.

Dwa miesiące później
Przez ten czas tylko tydzień nie byłam w szpitalu. Każde kolejne wyniki mówiły, że choroba co raz bardziej postępuje, a ja co dzień mam więcej siły by walczyć.
Mała Nadia przeszła zabieg laserowy, który zahamował retinopatię. Byliśmy szczęśliwi, że wszystko powiodło się zgodnie z planem.
Był to dzień, w którym nasza mała Nadia opuszczała szpital. Mimo, że błagałam lekarza, on nie pozwolił mi w ogóle jechać do domu. Byłam na niego wściekła. Ten jeden jedyny dzień chciałam spędzić z rodziną. Tłumaczyłam onkologowi, że wieczorem byłabym znowu w szpitalu, ale był nieugięty.
-Karola, podasz mi czapeczkę?- spytał Kuba, a ja to zrobiłam.
-Słuchaj, a może ty byś pogadał z lekarzem. Ja tak chcę spędzić ten dzień z wami- spojrzałam na Kubę maślanymi oczami.
-To ty ubierz małą, tylko uważaj na sprzęt.
-Jasne- odparłam i podeszłam do małej. Usiadłam na łóżku i zaczęłam ją ubierać. Potem włożyłam ją ostrożnie do fotelika. Dziesięć minut później Kuba znalazł się przy mnie.
-Dobra, idź się ogarnij. Za pięć minut pielęgniarka odepnie ci kroplówkę- odparł, a ja złożyłam na jego ustach pocałunek, a po chwili szybkim krokiem znalazłam się na swojej sali, gdzie przebrałam się w dżinsy i biały top. Zawiązałam na głowie błękitną chustkę i czekałam tylko na pielęgniarkę, która miała mi odpiąć kroplówkę. Spóźniła się chwilę, ale byłam tak przeszczęśliwa, że nie zauważyłam. Spakowałam jeszcze do torebki telefon i ładowarkę, i byłam gotowa do wyjścia. Udałam się do Kuby i Nadii. On dostawał jeszcze ostatnie wskazówki dotyczące jak się obchodzić z sondą, respitatorem i pulsoksymetrem. Gdy już wszystko wiedział, udaliśmy się do auta, gdzie czekał na nas mój tata. Tak się ucieszyłam, że go widzę, że aż musiałam usiąść na przednim siedzeniu. Nie widziałam go jakieś dwa tygodnie. Brakowało mi go przez ten czas.
-Cześć córeczko, jak się czujesz?- zapytał z troską.
-Dzisiaj tryskam energią. Przynajmniej kilka godzin spędzę z wami- posłałam ojcu szeroki uśmiech.
Gdy wszyscy byliśmy pozapinani, tata odjechał spod szpitala i ruszyliśmy o dziwo w nieznanym mi kierunku.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam, gdy zatrzymaliśmy się chyba na czwartych światłach.
-Zobaczysz Karolciu- uśmiechnął się do mnie, a dla mnie był to znak, że mam przestać dopytywać. Po pół godzinie przebijania się przez miasto, zatrzymaliśmy się przed dosyć dużym domem. Był on na przedmieściach Wrocławia. Byłam ciekawa, co mój ojciec i narzeczony wymyślili. Wysiedliśmy z auta, pomogłam Kubie z Nadią i weszliśmy do środka. Było jednak cicho.
-Idź do ogrodu- Jakub wskazał na wielkie szklane drzwi. Posłuchałam się go.
-Niespodzianka!- krzyknęło kilka osób i każdy po kolei zaczął mnie witać.

niedziela, 3 lipca 2016

20

*Ania*
Był druga w nocy. Obudził mnie dźwięk przychodzącego SMS-a. Zapomniałam wyciszyć telefon, ale jak się okazało dobrze zrobiłam. Zauważyłam, że wiadomość jest od kogoś, kogo nie mam zapisanego w kontaktach. Kliknęłam, aby przeczytać. Treść SMS-a mnie zaskoczyła. Natychmiast zaczęłam budzić Karolinę. Nie było to dosyć łatwe zadanie, tym bardziej, że wiedziałam, że całą poprzednią noc przepłakała przy inkubatorze, gdzie była Nadia.
-Karolina, obudź się- podniosłam głos bardziej. Wtedy zaczęła otwierać pomału oczy.
-Pali się, czy co?- zapytała zaspanym jeszcze głosem.
-Nie, ale czytaj- wcisnęłam jej w dłoń mojego smartfona.
-To ja, Oskar. Żyję. Nie wiem, gdzie jestem, ale wiem, co się stało z dzieckiem. Myślę cały czas o Tobie. Pomóż mi jakoś. Tylko nie odpisuj na tą wiadomość- przeczytała szybko pod nosem, a potem spojrzała na mnie- Musimy to przekazać policji. Może uda im się namierzyć ten telefon.
-A co jeśli jest na kartę?
-To nie ma znaczenia. Są przecież BTS-y, ostatnie miejsce logowania można ustalić- zaczęła mi wyliczać, ale jej przerwałam.
-Za dużo tego serialu o policjantach oglądasz- stwierdziłam, a potem wróciłam do naszego problemu- To co robimy?
-Poczekaj do rana.
-Do rana? To o wiele za długo. Musimy jak najszybciej o tym im powiedzieć. A jak postanowią się ulotnić? Ja dzwonię teraz- oświadczyłam i wykręciłam numer 997. Jednak dyżurny kazał mi czekać do dziewiątej rano, bo wtedy gościu od tego wszystkiego będzie mógł do mnie przyjechać. Pogodziłam się z tym i położyłam się, żeby zasnąć, ale jakoś nie mogłam zmrużyć oka. Z jednej strony cieszyłam się, że po takim czasie Oskar dał znak, że żyje, ale nie wiedziałam nawet w jakim on jest stanie. Jednak nie musiało być z nim tak źle, skoro napisał do mnie SMS-a.
Do rana nie zasnęłam. Po obchodzie zjawił się u mnie policjant, który wziął mój telefon, aby dowiedzieć się, skąd wysłany został SMS. Ja siedziałam jak na szpilkach i czekałam na jakiekolwiek wiadomości. Oczywiście o wszystkim poinformowałam panią Kamilę. Przyjechała do mnie, do szpitala i zaczęła o wszystko wypytywać. Potem zeszła na temat swojego wnuka lub wnuczki i niestety musiałam powiedzieć jej, że nie zostanie babcią. Była trochę zawiedziona, ale uznała, że jeszcze ma czas.
Pół godziny później mama Oskara dostała wiadomość, że namierzyli już telefon i antyterroryści tam jadą. Tak bardzo chciałam tem jechać, ale nie było takiej opcji. Musiałyśmy siedzieć z panią Kamilą i czekać. Bardzo długo czekać.

*Narrator*
Jednostka SPAT podjechała pod opuszczoną fabrykę przy drodze wylotowej na Trzebnicę. Było też kilku policjantów z pionu patrolowego. Budynek był oblężony ze wszystkich stron. Każde wyjście było zabezpieczone. Czekali tylko na znak od dowódcy akcji, że mogą wejść.
-Uwaga, wchodzimy- usłyszeli funkcjonariusze i wbiegli do fabryki. Zaczęli przeszukiwać wszystkie pomieszczenia.

W tym czasie w pokoju, gdzie znajduje się Oskar.
-To co z nim zrobimy?- spytał Olaf, wskazując głową na Oskara.
-Nie wiem- Majka wzruszyła ramionami i kopnęła nieprzytomnego siedemnastolatka.
-Ale coś trzeba z nim zrobić, chyba go nie zostawimy tutaj?- Olaf chodził z kąta w kąt zdenerwowany.
-Mi oprócz związania jego i wywiezienia do lasu nic innego do głowy nie przychodzi- odparła.
-Może w dywanie go wywieziemy?- zaproponował osiemnastolatek.
-Zwykły czarny worek wystarczy- dziewczyna rzuciła koledze wspomnianą rzecz- Pomóż mi go spakować.
Pięć minut później Oskar był gotowy do wywózki. Jednak, gdy mieli go wynosić z pomieszczenia, usłyszeli, że ktoś idzie. Starali się zachowywać cicho, ale niestety drzwi ktoś otworzył i wszedł do pomieszczenia. Byli to policjanci. Zaczęli krzyczeć i przeszli do aresztowania Majki i Olafa. Policjant z pionu patrolowego otworzył worek i sprawdził czy Oskar oddycha. Niestety nie, puls też był niewyczuwalny. Od razu przystąpił do RKO. Chwilę później przejęła go załoga karetki.

*Ania*
Pani Kamila skończyła rozmawiać z policjantem. Dowiedziała się, że Oskara w stanie ciężkim wiozą do szpitala, w którym akurat się znajdują. Stan ciężki- te dwa wyrazy chodziły mi ciągle po głowie. Bałam się o niego. Siedziałam wtulona do jego mamy, bo Karolina poszła z Kubą do Nadii. W końcu poprosiłam, żebyśmy się przeszły, bo nie mogłam usiedzieć w miejscu. Gdy byłyśmy przy wyjściu, zauważyłam, że do szpitala wbiegają ratownicy z kimś na noszach. Od razu rozpoznałam Oskara. Pani Kamila również.
-Doktorze, co z moim synem?- zapytała, ale facet jej nic nie powiedział.
-Proszę pana, co z nim?- złapałam go za ramię.
-Proszę nam nie przeszkadzać- odszedł od nas, a my się nie dowiedziałyśmy, co z Oskarem. Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej. Zaczęłam płakać. Przecież ja nie mogłam go stracić. Nie dość, że Karolina była chora i niewiadomo, czy z tego wyjdzie, to jeszcze on miałby mnie zostawić? On nie mógł umrzeć.
-Aniu, lekarz cię wszędzie szuka- odparła pielęgniarka, która się mną zajmowała. Pomogła mi wstać i zaprowadziła do sali. Położyłam się na łóżku i łzy mi zaczęły lecieć. Dziesięć minut później do pomieszczenia wszedł salowy. Zaczął sprzątać łóżko Karoliny. Zdziwiło mnie to trochę.
-Co pan robi?- spytałam, ocierając łzy.
-Sprzątam, nie widać?- spojrzał na mnie jak na wariatkę.
-Ale przecież tutaj moja przyjaciółka śpi- odparłam.
-Z tego, co mi wiadomo, twoja przyjaciółka została przeniesiona na oddział onkologii- w sali pojawił się Michał. Byłam zaskoczona jego wizytą i tym, jak dobrze jest zorientowany.
-Skąd wiesz?- zwróciłam się do niego, zostawiając salowego w spokoju.
-Akurat jak szedłem od swojej siostry, to ona i jej chłopak chodzili po parku. Karolina zasłabła i podjęli decyzję o przeniesieniu jej na onkologię.
-Ja muszę do niej iść- wstałam gwałtownie, ale w głowie mi się zakręciło i położyłam się znowu.
-Leż lepiej.
-Dobra- westchnęłam.
-Ten chłopak, którego przywieźli to twój?- zapytał po chwili.
-Tak, to Oskar- potwierdziłam- Boję się o niego.
-Nie będę ci mówił, że będzie dobrze, bo to brzmi jak banał. Ale musisz wierzyć, że on z tego wyjdzie, bo jak mówią, wiara czyni cuda.
-Ja to chyba dawno przestałam wierzyć w cuda- powiedziałam i wzięłam głęboki oddech.
-Aż tak źle?- odgarnął mi włosy z twarzy.
-Tak, aż tak źle. Moja mama nie żyje, a z ojcem nie miałam kontaktu od dawna. Poza tym on nie ma do mnie żadnych praw- powiedziałam i się rozpłakałam.
-Tak mi przykro- odparł i nic więcej nie odzywał się. Zaczął mnie głaskać po plecach aż w końcu odleciałam.

*Karolina*
Leżałam podpięta do przenajróżniejszych urządzeń. Sama nie wiedziałam do czego one służą. Lekarz mi powiedział, że w najbliższym czasie założą mi cewnik, który ułatwi wlew chemii do krwi. Byłam przerażona tym wszystkim. Najgorsze było to, że nie będę mogła odwiedzać mojej córeczki. Specjaliści mówią, że jak na takiego wcześniaka, to mała sobie całkiem nieźle radzi, aż nie chcą zapeszać. Ja też nie. Tak chciałabym ją chociaż raz potrzymać na rękach. Na razie niestety jest to niemożliwe. Nadia jest w inkubatorze, a ja muszę leżeć podpięta do kroplówek. Miałam ochotę wyrwać te wszystkie rurki z mojego ciała, ale uświadomiłam sobie, że przecież one mają mi pomóc wyzdrowieć. Nie mogłam zostawić Kuby samego z Nadią i Ani. Oraz rodziców oczywiście. Muszę wyzdrowieć dla nich- to był mój cel. Spojrzałam na moją nową sąsiadkę. Wiedziałam, że ma na imię Ewa i walczy z tą chorobą od roku. Ma dwadzieścia pięć lat, a wygląda na dziesięć więcej. Blada, bez włosów, sińce pod oczami. Zastanawiałam się, czy ja też tak będę wyglądać. Z tych zamyśleń wyrwał mnie Kuba.
-Znaleźli Oskara- odparł uradowany. Na mojej twarzy również pojawił się uśmiech.
-I co z nim?
-Jest bardzo odwodniony, do tego doszło jeszcze niedotlenienie mózgu. Niewiadomo, co dalej. Teraz lekarze mają uzupełniać mu płyny. Jest na własnym oddechu- oznajmił mi. Mówił dość chaotycznie, ale ja i tak zrozumiałam.
-A w ogóle jak się czujesz słonko?- zapytał.
-Na razie dobrze, ale się boję- z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Kuba mnie przytulił i zaczął głaskać mnie po plecach. Ja i tak dalej płakałam.
-Cii, kochanie- starał się mnie uspokoić, ale to nic nie dawało.
-Ja, ja nie chcę umrzeć. Chcę wziąć z tobą ślub. Chcę uczestniczyć w życiu naszej córki. Chcę ją trzymać na rękach do chrztu. Chcę widzieć ją podczas komunii, chcę być na jej ślubie- płakałam coraz bardziej. Tyle rzeczy jeszcze chciałam zrobić w życiu.
-Karolina, rozmawiałem z lekarzem. Powiedział, że na razie będą ci podawać chemię, ale trzeba też znaleźć dawcę szpiku- oznajmił mi, a po chwili dodał- Zorganizuję akcję, zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Znajdziemy odpowiedniego dawce. Wrocław jest duży, na pewno gdzieś jest twój bliźniak genetyczny.
-Kocham cię- wyszeptałam i poleciały mi kolejne łzy- Jesteś najwspanialszym narzeczonym, jakiego mogłam sobie wymarzyć.
Siedzieliśmy w siebie mocno wtuleni, ale ktoś nam postanowił przerwać. Tym kimś była Natalia?
-Co tutaj robisz?- zapytałam przerażona.
-Dostałam przepustkę. Mama mi powiedziała, że jesteś w szpitalu. Jak się czujesz siostra?
-A w miarę.
-Słyszałam, że zostałam ciocią i mam siostrzenicę- powiedziała. Przytaknęłam kiwnięciem głowy- Pewnie nie pozwolisz mi do niej pójść, po tym, co nawywijałam, ale mam mały prezencik- podała mi ozdobną torebkę. Niepewnie zajrzałam do środka. Zobaczyłam śliczne, różowe body i rożek.
-Dziękuję siostra- przytuliłam ją- Kuba, idź pokaż jej małą- poprosiłam mojego narzeczonego. Zawahał się, ale w końcu poszedł z Natalią. Ja zostałam sama, ale nie na długo, bo postanowili mnie odwiedzić również rodzice.
-Słyszeliśmy, że Oskar się odnalazł- powiedziała moja mama na samym wejściu.
-Tak. Jest nieprzytomny narazie i jego organizm jest mocno wycieńczony, ale mówią, że będzie dobrze.
-A ty córeczko, jak ty się czujesz?- zapytała z troską w głosie. Nie umiałam jej odpowiedzieć. Rozpłakałam się. Razem z tatą mnie przytulili. Ogarnęłam się po chwili.
-Przepraszam, że się tak rozczuliłam- odparłam, ocierając łzy.
-Spokojnie córeczko. A jak tam nasza wnusia?
-Natka ma się całkiem dobrze. Lekarze są pod wrażeniem, jak taki wcześniak, może sobie tak radzić. Oczywiście na razie jest zależna od tlenu, potem ma mieć jeszcze konsultacje okulistyczną.
-A kiedy wreszcie będziecie mogli wziąć ją na ręce?
-Nie wiem, na razie jest na to za wcześnie. Nie wiem w ogóle, czy jak już będzie można wziąć ją na ręce, to czy ja będę w stanie- pożaliłam się i znowu zachciało mi się płakać, ale postanowiłam, że będę starała się tego nie robić przy rodzicach. Przy Kubie mogłam sobie pozwolić, ale przy nich nie chciałam okazywać słabości. Widziałam, że im żal serce ściska, jak patrzą na mnie. Z resztą ja miałam podobnie, patrząc na nich.
-O, dzień dobry- do sali weszli Kuba z Natalią.
-Cześć mamo, cześć tato- moja siostra przywitała się z naszymi rodzicami.
-Jak się czujesz jako ciocia?- spytałam, spoglądając w jej stronę. W jej oczach można było dostrzec radość.
-Jeszcze nigdy nie widziałam takiego maleństwa. Nadia jest przeurocza. Aż nie wierzę, że to moja siostrzenica. W ogóle jest bardzo podobna do ciebie, Karolina- nigdy nie widziałam tak szczęśliwej Natalii. Chyba zakochała się w małej od pierwszego wejrzenia.
-Siostra, obiecaj mi. Pokonasz chorobę i nie zostawisz małej samej z Kubą. On jest strasznie nieodpowiedzialny. Powiedział mi, że jutro ma jechać na wyścigi- wyskoczyła nagle Natalia, a każdy wbił wzrok w Kubę.
-Czy ja o czymś nie wiem?- spytałam srogim głosem. Kuba zrobił wielkie oczy i spojrzał na Natalię. Chciałam wstać i mu przywalić, ale nie miałam siły.
-Dobra siostra, nie denerwuj się. Żartowałam. Ale radzę ci to wziąć pod uwagę.
-Oż ty- wzięłam poduszkę i wymierzyłam w nią.
-Ej!- krzyknęła i rzuciła nią w moją stronę. Podeszła do mnie i zaczęła mnie łaskotać. Zaraz potem dołączył się do niej Kuba. Zaczęłam się śmiać w niebogłosy. Nie zwracałam uwagi nawet na to, że nie jesteśmy sami. Tą miłą chwilę przerwała nam Ania, która przyszła do mojej sali. Od razu przestaliśmy się śmiać i nasze oczy powędrowały w jej stronę. Stała w drzwiach cała zapłakana. Oczy miała zapuchnięte.
-Co się stało?- cała piątka zapytała jednocześnie. Ona nic nie odpowiedziała, tylko uciekła z sali.
-Kuba, powinniśmy do niej iść- oznajmiłam.
-Dasz radę sama, czy jednak na wózku wolisz?- spytał.
-Wolę wózek- odparłam i zostawiliśmy moją rodzinę samą. Razem z Kubą zaczęliśmy poszukiwania Ani, ale nigdzie jej nie było. Sprawdziliśmy wszystkie możliwe łazienki, nawet męskie. Zajrzeliśmy do kantorków, na sali też jej nie było, nawet pod salą Oskara, aż w końcu wyszliśmy na dwór.
-Ona musi być gdzieś niedaleko- stwierdziłam, rozglądając się na wszystkie strony.
-Myślisz, że to coś z Oskarem?- spytał dosyć zdenerwowany. Przecież on był jego przyjacielem.
-Musimy jak najszybciej znaleźć Ankę i się dowiedzieć.
-A może jest z mamą Oskara?
-No właśnie- wyjęłam telefon z kieszeni i chciałam wykręcić numer pani Kamili, ale zadzwoniła moja siostra. Oznajmiła, że znaleźli Anię nieprzytomną i że mamy jak najszybciej wrócić, bo mają coś do powiedzenia ważnego. Pięć minut później spotkaliśmy się przed salą operacyjną. Byłam zdziwiona. Wkrótce wszystko się wyjaśniło.

niedziela, 26 czerwca 2016

19

Obudziłem się z okropnym bólem głowy. O dziwo nie byłem przykuty do grzejnika. Widocznie Majka musiała rozpiąć kajdanki jak spałem. Wstałem i rozprostowałem kości. Nareszcie pierwszy raz od nie wiem kiedy. Codziennie dostawałem kromkę chleba i szklankę wody. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale tym razem nie było nic, a strasznie burczało mi w brzuchu i miałem Saharę w ustach. Nagle zakręciło mi się w głowie, więc postanowiłem usiąść.
-No witaj Oski- drzwi zostały otworzone z hukiem i stanęła w nich ta ruda suka.
-Ile razy ci powtarzałem, żebyś tak do mnie nie mówiła?- wycedziłem przez zęby.
-Oj już się tak nie denerwuj, Oski- podeszła do mnie i chciała mnie pocałować, ale ja ją odepchnąłem z taką siłą, że aż się przewróciła. Ona podniosła się i podeszła do mnie. Złapała za moją koszulę, jednak ja byłem silniejszy niż ona i sprawiłem, że po chwili leżała pode mną.
-Powiesz mi, po co ta cała szopka?
-Chcesz wiedzieć? Mój brat nie żyje i to przez ciebie- prawie krzyknęła i po chwili z niej zszedłem.
-Adam nie żyje?- byłem zaskoczony. Adam był bratem bliźniakiem Mai. We troje spędzaliśmy mnóstwo czasu i to dzięki mnie zaczął jeździć w wyścigach samochodowych.
-Tak. Zginął kilka miesięcy temu, w Austrii. Widziałam ciebie. Też wtedy tam byłeś. Wyprzedziłeś go i on w tym momencie stracił panowanie nad autem- w głosie Mai było słychać żal do mnie. Nie dziwiłem się jej, ale nie wiedziałem wtedy, że to Adam, mój stary przyjaciel. Po tym wypadku szybko się ulotniliśmy z tego placu, zdając sobie sprawę z tego, że zaraz zjadą się służby ratunkowe.
-Nie wiedziałem, że Adam był w tym aucie.
-Miał złamany kręgosłup w odcinku szyjnym, musieli mu wykonać tracheotomię, bo miał tak poważne obrażenia. W trzeciej dobie po wypadku zabrali go na kolejną operację. Zmarł- Maja skończywszy mówić, rozpłakała się w taki sposób, że nie byłem w stanie jej uspokoić. Dopiero po jakimś czasie się opanowała.
-Ja cierpiałam po stracie brata, a teraz ty i ta cała Anka będziecie cierpieć- w jej oczach było szaleństwo. Bałem się o moją dziewczynę. Przecież jej mogła stać się krzywda.
*Ania*
-To znowu ty?- kolejny raz wpadłam na blondyna od Hondy. Kolejny raz pod szpitalem. Nie mogłam opanować śmiechu, bo wpadając na niego wytrąciłam mu kubek z kawą i zrobiła mu się wielka brązowa plama na koszulce.
-No tak wyszło. A co ty tak często jesteś w tym szpitalu?- zapytał.
-No a nie mówiłam ci wczoraj, że koleżanka rodziła?
-Powiedziałaś tylko, że jest w szpitalu.
-No umknęło mi. A ty co tutaj robisz?
-Byłem u siostry. Miała dwa tygodnie temu wypadek samochodowy. Na razie jest w śpiączce, ale lekarze mówią, że z tego wyjdzie- odparł opanowany. Najwyraźniej ufał lekarzom-Słuchaj Ania, mam pomysł- uśmiechnął się do mnie.
-No słucham- spojrzałam na niego wyczekująco. On miał takie śliczne błękitne oczy, do tego te jego blond włosy. No po prostu był cudny.
-A może wyskoczylibyśmy do jakiegoś klubu, czy coś?
-Bardzo chętnie- zgodziłam się bez zastanowienia.
-To może o osiemnastej w parku Świdnickim?
-Mi pasuje- powiedziałam i się szeroko uśmiechnęłam. Prawdopodobnie wyglądałam jak mysz, która zobaczyła kawałek sera. Po chwili się opamiętałam i zmieniłam wyraz twarzy na poważniejszy.
-Do zobaczenia Aniu- puścił mi oczko, a ja czułam jak się rumienię.
-Do zobaczenia- odpowiedziałam i odwróciłam się na pięcie. W głębi duszy ucieszyłam się na spotkanie z Michałem, bo był sympatyczny i taki przystojny. Z drugiej strony nosiłam dziecko Oskara. To jego kochałam. Potem zrobiło mi się głupio, że zgodziłam się na to spotkanie, bo dalej nie wiedziałam, co z moim chłopakiem.

***
Siedziałam na ławce w parku i czekałam aż przyjdzie Michał. W ostatniej chwili wahałam się nad decyzją, ale w ostateczności się zgodziłam. W końcu nie miałam zamiaru zdradzić Oskara.
Po chwili ujrzałam chłopaka, który zmierzał w moją stronę.
-Cześć Ania, to co? Idziemy?- zapytał, a ja się podniosłam i ruszyliśmy w stronę klubu. Co jakiś czas miałam dziwne wrażenie, że ktoś za nami idzie, ale możliwe, że mi się zdawało. Pół godziny później byliśmy na miejscu. Znaleźliśmy wolny stolik i zasiedliśmy przy nim. Michał zaproponował mi, że zamówi mi piwo, ale ja się nie zgodziłam. Nie chciałam w jakikolwiek sposób zaszkodzić dziecku. Oczywiście dopytywał się dlaczego, a ja tłumaczyłam mu, że biorę leki. Całe szczęście mi uwierzył i nie dopytywał. Swoją drogą okazało się, że był ode mnie starszy, a nie jak z początku myślałam, w moim wieku. On był nawet starszy od Oskara. Uświadomiłam sobie również, że w przyszłym miesiącu są osiemnaste urodziny Oskiego. Miałam nadzieję, że do tego czasu on się odnajdzie żywy i że będziemy świętować to wielkie wydarzenie. Z chwilowego transu wyrwał mnie czyjś głos.
-Hej, jak masz na imię? Ja jestem Olaf- do naszego stolika przysiadł się jakiś chłopak. Na pewno nie był tak przystojny jak Oskar i Michał. Był od nich niższy, miał ciemne włosy i brązowe oczy. Kaloryfera nie miał w ogóle. Wyglądał również trochę na naćpanego. Zaczęłam wzrokiem szukać mojego towarzysza, ale na darmo.
-A może ja ci coś zamówię?- zaproponował, ale ja odmówiłam uprzejmie. On jednak był bardzo nachalny. Całe szczęście w samą porę zjawił się Michał.
-Masz jakiś problem koleś?- blondyn stanął w mojej obronie.
-Nie. Myślałem, że sama jesteś- odparł i ulotnił się. Po chwili poszliśmy razem na parkiet potańczyć. Bawiłam się z nim bardzo dobrze. Kiedy się zmęczyłam, postanowiłam iść się napić. Chwyciłam za szklankę z napojem i wzięłam kilka łyków, a potem wróciłam do nowego znajomego. Całkiem miło spędziliśmy czas. Kiedy wychodziliśmy z klubu, poczułam silny ból brzucha.
-Co się dzieje?- zapytał z troską w głosie.
-Boli, mocno- odparłam i się skuliłam. Dostrzegłam nagle na moich białych spodniach krew.
-Anka, wytrzymaj jeszcze trochę. Dzwonię po karetkę- powiedział i wyjął z kieszeni swoją komórkę- Czy ty jesteś w ciąży?- zwrócił się do mnie, po tym jak przedstawił swojemu rozmówcy całą sytuację. Obawiałam się tego, że się wyda. Skinęłam twierdząco głową, a on to przekazał osobie na dyspozytorni- Który miesiąc?
-Drugi- odpowiedziałam. To również przekazał. Potem się rozłączył i podszedł do mnie.
-Co z ojcem dziecka?- to już mnie kompletnie dobiło.
-Nie wiem, zaginął jakiś czas temu- załkałam. On mnie przytulił i uspokajał mnie do czasu przyjazdu karetki.

***
-Ania- usłyszałam czyjś głos. Otworzyłam po mału oczy i zobaczyłam panią Ewelinę. Za nią stała Karolina i przyglądała mi się z troską. Dopiero po chwili sobie przypomniałam, co się stało. To krwawienie.
-Czy, czy ja poroniłam?- spytałam. Karolina i jej mama spojrzały na siebie.
-Aniu, tak mi przykro- moja przyjaciółka złapała mnie za dłoń. Z moich oczu pociekły łzy.
-W twoim organizmie znaleziono mizoprostol. Czy ty wzięłaś tabletki poronne?- ton pani Nowak był dosyć chłodny.
-Mamo- oburzyła się moja koleżanka- Czy gdyby je sama wzięła, to by płakała teraz? Zastanów się.
-W klubie był taki chłopak i on był dość nachalny w stosunku do mnie- zaczynałam sobie przypominać wydarzenia z wyjścia z Michałem. No właśnie!- A gdzie Michał?- zapytałam.
-Ten chłopak, co był z tobą pod tym klubem?
-Dokładnie on- potwierdziłam. Karolina podniosła się z mojego łóżka, na którym siedziała i po chwili wróciła z blondynem.
-Proszę- odparła i położyła się na swoje łóżko. Dopiero po chwili zorientowałam się, że leżymy w tej samej sali. Karolina posłała spojrzenie swojej matce, które wskazywało na to, że ma wyjść. Kiedy byliśmy już sami na sali, spojrzałam w błękitne tęczówki Michała.
-Dziękuję ci- powiedziałam. Czułam na sobie wzrok Karoliny. Wiedziałam, co sobie pomyślała, ale szczerze, to miałam to w dupie.
-Zrobiłem tylko to, co do mnie należało.
-Dziecka i tak się nie dało uratować- z moich oczu popłynęły łzy. Było mi z tym ciężko, bo jednak to był dowód miłości mojej i Oskara, ale z drugiej strony jak przemyślałam sobie wszystko od początku do końca, to nawet dobrze się stało, bo niewiadomo było nawet czy Oskar się odnajdzie, czy jest żywy, a nie chciałam dziecka bez niego wychowywać.
-W moim organizmie wykryto mizoprostol- wyznałam, zaczynałam również podejrzewać, że to on mi je podał, ale nie bardzo mi się chciało w to uwierzyć. Przebywaliśmy razem cały czas. Byłam prawie pewna, że to ten Olaf. Widziałam jak się jeszcze kręcił przy naszym stoliku gdy my tańczyliśmy.
-Może to ten chłopak, co go spławiłem?- spytał, jakby czytał w moich myślach.
-Też tak myślę.
-Sorry, że wam się wtrącę w rozmowę, ale moim zdaniem powinnaś to zgłosić na policję. Przecież to może mieć związek ze sprawą zaginięcia Oskara- stwierdziła Karolina. Przeanalizowałam jej słowa jeszcze raz i doszłam do wniosku, że może mieć rację. Natychmiast sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam na policję, a następnie po mamę Oskara. Pierwsi przyjechali policjanci, a raczej policjantki. Opowiedziałam im wszystko jak było, a chwilę później zjawiła się pani Kamila, której też wszystko powtórzyłam. Moje zgłoszenie zostało potraktowane bardzo poważnie.

***
Gdy skończyła się pora odwiedzin, z Karoliną zostałyśmy same. Ona wstała ze swojego łóżka i siadła na moim.
-Możesz mi kurwa powiedzieć, co ty wyprawiasz?- zapytała. Domyśliłam się, że czeka mnie pogawędka na temat Michała. Nie rozumiałam tylko, dlaczego się zdenerwowała.
-Daj sobie spokój.
-Spokój? Skąd go w ogóle znasz?
-Spotkaliśmy się w szpitalu. Siostra Michała leży na OIOMie. Zaproponował mi wyjście i się zgodziłam. Przecież nie poszłam z nim do łóżka- zaczęłam się tłumaczyć, chociaż sama nie wiedziałam z czego. Nie widziałam w sobie żadnej winy.
-Przecież przez ciebie nie żyje twoje dziecko- czy ona właśnie zaczęła mnie szantażować emocjonalnie?
-Może nawet i dobrze, że już go nie ma.
-Co ty powiedziałaś? Dobrze, że nie ma już twojego dziecka? Ja się o swoje zamartwiam, czy przeżyje, a ty tym, że poroniłaś się nie przejmujesz? Zaraz przestanę wierzyć w tą bajeczkę z tym chłopakiem- powiedziała dosyć ostro, a jej słowa mnie zabolały. Postanowiłam się jednak bronić.
-Kochałam to dziecko, które się we mnie rozwijało i pewnie gdyby okoliczności były inne, gdyby Oskar był ze mną, to bym inaczej zareagowała, ale ja nie wiem, co się z nim dzieje. Poza tym ty jesteś starsza i też inaczej do tego podchodzisz- zaczynałam łkać. Karolina nic więcej nie powiedziała, tylko mnie przytuliła i zaczęła lekko kołysać. W końcu zasnęłam.

***
*Oskar*
-Nie rozumiem, jak mogliście tak skrzywdzić Ankę- warknąłem. Byłem wściekły, że przez nich Ania poroniła. Straciliśmy nasz skarb. Mimo że z początku byłem wściekły, to potem zrozumiałem, że sam się do tego przyczyniłem i chciałem, żeby Ania je urodziła. Pojechałem, kupiłem pierścionek, ale nie zdążyłem z przeprosinami.
-A w ogóle to Ania już chyba znalazła sobie pocieszenie u tego blondaska ze zdjęcia- oznajmił Olaf. Mi się jednak nie chciało w to uwierzyć.
-To na pewno tylko kolega- próbowałem sobie i im tłumaczyć, co nie zmieniało faktu, że Olaf może mieć rację.
-Zobaczymy- odparła Majka i wyszli. Zauważyłem jednak, że dziewczynie wypadł telefon z bluzy. Doczołgałem się do niego, bo o tym, żebym doszedł, nie było mowy. Byłem wycieńczony, bo od jakichś dwóch dni nie jadłem i nie piłem, a było dosyć gorąco. Z trudem przypomniałem sobie numer Anki i wysłałem jej wiadomość o następującej treści.
To ja, Oskar. Żyję. Nie wiem, gdzie jestem, ale wiem, co się stało z dzieckiem. Myślę cały czas o tobie. Pomóż mi jakoś. Tylko nie odpisuj na wiadomość.
Nacisnąłem wyślij, bo nie miałem czasu na rozpisywanie się. W każdej chwili Majka mogła sobie uświadomić, że nie ma swojego telefonu. Usunąłem wiadomość i odłożyłem go tam, skąd go wziąłem. Wróciłem na swoje miejsce i odleciałem do krainy Orfeusza.

czwartek, 16 czerwca 2016

18

Dwa tygodnie później
Kolejny dzień minął już od zaginięcia Oskara i dalej żadnych wieści nie było. Zaczynałam już tracić nadzieje na to, że ojciec mojego dziecka się odnajdzie.
Był to piątkowy wieczór i jak co tydzień siedziałam nad słówkami z angielskiego. Wolałam to zrobić w piątek, niż w niedzielę na ostatnią chwilę. Uczyłam się tego przedmiotu od pierwszej klasy gimnazjum i go nienawidziłam. Już wolałam niemiecki. Spojrzałam na zegarek i była godzina osiemnasta dwadzieścia siedem. Potem usłyszałam krzyk Karoliny. Zerwałam się z krzesła i udałam się do jej pokoju.
-Co się dzieje?- zapytałam, otwierając gwałtownie drzwi. Zobaczyłam Karolinę, która leżała zwinięta w kłębek na łóżku.
-Ja, ja rodzę- odparła i po chwili znowu krzyknęła z bólu. Nie zastanawiając się dłużej, chwyciłam za jej komórkę, która była na biurku i zadzwoniłam po karetkę. Podałam wszystkie szczegóły i się rozłączyłam. Zaczęłam uspokajać Karolinę i jednocześnie próbowałam dodzwonić się do Kuby, co nie było taką prostą sprawą.
*Kuba*
Podjechaliśmy z moim starszym bratem Jackiem na osiedle. Miałem mu pomóc w przeprowadzce. Razem ze swoją narzeczoną podjęli decyzję o zamieszkaniu wspólnie. Kiedy wnosiliśmy komodę, zaczął dzwonić mój telefon. Nie mieliśmy dużo do pokonania, dlatego postanowiłem odebrać, jak mebel będzie stał na swoim miejscu. Kiedy było po wszystkim, wyjąłem telefon, który nie przestawał dzwonić. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem zdjęcie roześmianej Karoliny. Przestraszyłem się, bo dzwoniła bardzo uporczywie. Odebrałem i przyłożyłem smartfon do ucha, ale zamiast Karoliny, usłyszałem głos Ani.
-Ile kurwa można do ciebie dzwonić?!- wydarła się na mnie- Twoja dziewczyna rodzi palancie!- zamurowało mnie. Nie wiedziałem, co powiedzieć.
-Ale, ale to dopiero dwudziesty siódmy tydzień.
-No to co? Gdzie ty w ogóle jesteś?
-U brata- odpowiedziałem.
-No to na razie nigdzie się stamtąd nie ruszaj. Jak będziemy wiedzieli, do jakiego szpitala jedziemy, napiszę ci sms-a- oznajmiła i się rozłączyła. Ja oparłem się o ścianę i zjechałem po niej. Dziesięć minut później dostałem SMS-a, gdzie zabierają Karolinę. Przeprosiłem Jacka i jak najszybciej udałem się do szpitala. Na miejsce dotarłem po pięciu minutach. W rejestracji dowiedziałem się, gdzie znajduje się Karolina i już spokojnieszy poszedłem po salę porodową. Czekała tam już Ania, która chodziła zdenerwowana po korytarzu.
-Co z Karoliną?- zapytałem, gdy tylko do niej podszedłem.
-Rozwarcie prawie cztery centymetry miała, jak dotarła karetka, więc nie było mowy, żeby udało się powstrzymać akcję- odparła. Ja siadłem na krześle i schowałem twarz w dłoniach. Przecież to nie tak miało wyglądać. Dlaczego tak wcześnie? Zacząłem się zastanawiać, jak to będzie i bałem się, że moje maleństwo nie przeżyje. Anka siadła obok mnie i zaczęła mnie pocieszać.
Po jakichś dwóch godzinach wyszedł do nas lekarz. Dwóch godzinach, które były dla mnie wiecznością.
-Co z Karoliną, co z dzieckiem?- zapytałem.
-Pan jest ojcem dziecka?
-Tak.
- Z Karoliną jest wszystko w porządku. Córkę zaś musieliśmy podłączyć do respiratora. Ma niewykształcone płuca i do tego problemy z sercem. Dostała cztery punkty w skali Apgar. Walczymy o jej życie. Najbliższe dwie doby będą decydujące, ale mała jest w dobrych rękach.
-Mogę zobaczyć się z Karoliną?
-Tak, jest na sali poporodowej. Tylko nikt więcej niech nie wchodzi. Jest ona zmęczona- odparł lekarz i po chwili byłem przy mojej dziewczynie. Karolina leżała wpatrzona w sufit. Oczy miała zaszklone. Podszedłem do niej bliżej i złapałem ją za dłoń.
-Wszystko będzie dobrze- szepnąłem, ściskając mocniej dłoń- Nasza córeczka da sobie radę. Zobaczysz.
-Mam nadzieję. To jedyne, co ci po mnie zostanie- powiedziała, spoglądając mi w oczy. Nienawidziłem, kiedy tak mówiła. To wszystko brzmiało tak dołująco, jakby nie wierzyła w to, że białaczkę da się leczyć, tylko potrzeba czasu. Owszem, czasem kończy się to niepowodzeniem, ale nie widziałem innego zakończenia niż takie, że Karolina wraca do domu zupełnie zdrowa.
-Błagam cię, nie mów tak. Oboje doskonale wiemy, że wyzdrowiejesz.
-Fajnie, że jesteś tak optymistycznie nastawiony, ale ja patrzę na to bardziej realistycznie- odparła dość chłodnym tonem. Nie zdążyłem jej odpowiedzieć, bo do sali wszedł lekarz, z którym rozmawiałem kilka minut wcześniej.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałbym wam przekazać, że jeśli chcecie zobaczyć swoją córkę, to możecie. Tylko niech pani najlepiej siądzie na wózek- oznajmił i się ulotnił. Posłałem Karolinie uśmiech. Ucieszyłem się, że możemy zobaczyć nasz skarb. Ona nie podzielała tak mojego entuzjazmu, ale zdecydowała się pójść razem ze mną. Zgodnie z instrukcją pielęgniarki, udaliśmy się w miejsce, gdzie znajdowała się nasza córcia. Przed wejściem zachowane zostały wszystkie środki ostrożności. Kiedy stanęliśmy przy inkubatorze, położyłem swoją dłoń na ramieniu Karoliny. Wpatrywaliśmy się w tą małą istotkę, która podłączona była do różnego rodzaju maszyn. Mała była niewiele większa od mojej dłoni. Łezka w oku mi się zakręciła. W końcu zostałem tatą.
-Jak jej damy na imię?- zapytałem.
-Takie, jakie ci się podoba. W końcu to i tak ty będziesz ją wychowywał.
-Błagam cię, skończmy ten temat. Cieszmy się tym, co jest tu i teraz.
-Co powiesz na imię Nadia?- zaproponowała, a mi od razu się spodobało to imię.
-Śliczne, to będzie nasza mała Nadzieja- przytuliłem Karolinę od tyłu.
-Szkoda, że nie mogę wziąć jej na ręce- usłyszałem od mojej dziewczyny.
-Też bym chciał- westchnąłem.
*Ania*
Siedziałam na ławce w przyszpitalnym parku. Wyszłam ze szpitala, bo nie mogłam tam wytrzymać. Widziałam, że Karolina z Kubą są szczęśliwi i gdzieś w głębi duszy się cieszyłam z narodzin ich dziecka, ale cały czas myślałam o Oskarze, który niewiadomo gdzie się podziewał. Już czasami nawet chciałabym, żeby jego ciało znlaleziono gdzieś nad Odrą niż żyć w niepewności, co się z nim stało. Najbardziej podobała mi się wizja tego, że Oskar wraca i razem żyjemy długo i szczęśliwie, ale to tylko w bajkach tak jest, a nie w prawdziwym życiu.
-Mogę usiąść obok ciebie?- zapytał jakiś chłopak, możliwe, że w moim wieku. Miał blond włosy, błękitne oczy, był wysoki i widać było, że chodzi na siłkę, bo miał sześciopak. Nie miał jednak uśmiechu ta twarzy, a nim byłoby mu na pewno lepiej. Ja się trochę zmieszałam. Wstałam, przeprosiłam i poszłam do domu Tomka. Całe szczęście, zastałam go.
-Hej Ania, a co cię do mnie sprowadza?- zapytał po otwarciu mi drzwi.
-Daj mi klucze od mojego motocyklu- odpowiedziałam krótko, zwięźle i na temat.
-Przecież ty nawet jeździć nie umiesz. Oskar to by mnie zabił, gdyby się dowiedział.
-Ale Oskara nie ma- odparłam stanowczym głosem, dziwiąc się swoim słowom.
-Tylko mi się na nim nie zabij- ostrzegł i wpuścił mnie do domu. Po chwili dał mi kluczyki, a ja zniknęłam w garażu. Po chwili siedziałam już na moim motocyklu, którego dostałam od Oskara. Nawet nieźle mi szło. Szybko opanowałam jazdę. Postanowiłam pojechać w miejsce, gdzie moi przyjaciele zabrali mnie na moje urodziny. Co prawda tam odbywały się wyścigi aut, ale pojazdem jednośladowym też się dobrze jeździło. Po około godzinie postanowiłam zrobić sobie przerwę. Zatrzymałam się, zeszłam z maszyny i usiadłam na ziemi. W pewnym momencie usłyszałam warkot motocykla, ale to nie był mój. Rozejrzałam się i po chwili zobaczyłam nadjeżdżającą Hondę CBF 600S. Zatrzymała się, gdy się do mnie zbliżyła. Przestraszyłam się nie na żarty. Osoba zsiadła i zdjęła kask oraz kominiarkę. Wtedy dostrzegłam chłopaka spod szpitala.
-Znów się spotykamy- uśmiechnął się do mnie, ukazując dwa rzędy równych białych zębów. Po chwili dostrzegłam również dołeczek.
-Co ty tu robisz?- zapytałam drżącym głosem. Nie wydawał mi się podejrzany i w innych okolicznościach bym się nie bała. Jednak akcja z Kacprem dawała mi dużo do myślenia. Musiałam być ostrożna.
-Przyjechałem trochę odreagować- oznajmił. Nie wiem, czemu, ale przestałam się go bać, jednak dalej patrzyłam na niego podejrzliwie, co nie umknęło jego uwadze.
-Patrzysz na mnie, jak na seryjnego mordercę- zażartował.
-Przepraszam, po prostu od pewnego wydarzenia jestem bardzo czujna- wyjaśniłam szybko.
-Ok, nie zamierzam cię zgwałcić, ani zabić. Tak w ogóle, to Michał jestem- wyciągnął do mnie rękę.
-Ania- przedstawiłam się również. Zauważyłam nagle, że mój nowy znajomy posmutniał.
-Dziewczyna, z którą byłem miała tak na imię- powiedział Michał, jakby czytał mi w myślach.
-Byłeś? Czyli mam rozumieć, że nie ma już jej w twoim życiu?
-Tak, okazała się być suką, która nie zna granic. A ty? Co tutaj robisz sama?
-Podobnie jak ty, postanowiłam odreagować- odpowiedziałam tylko. Nic więcej nie miałam zamiaru mówić. Nie chciałam się zwierzać nowo poznanemu chłopakowi, więc musiało mu to wystarczyć.
-Yamaha R1 widzę- Michał postanowił zmienić temat, co mi się spodobało- Pewnie musiała sporo kosztować.
-A ja widzę, że masz Hondę CBF 600- chciałam przed nim trochę zabłysnąć i udało mi się.
-Długo już jeździsz?- zapytał, a ja spojrzałam na zegarek w telefonie.
-Dwie godziny.
-Poważnie?
-Tak, motocykl stał w garażu u kuzyna. Dostałam go w prezencie, ale nie miałam okazji nim jeszcze pojeździć- nie skłamałam, tylko nie dopowiedziałam szczegółu, że u kuzyna Oskara, ale nie znał prawdy.
-Widać, że się w tym lubujesz. Mało która dziewczyna rozpoznała by od razu markę i do tego model- poczułam jak się rumienię.
-Chcesz, to mogę ci cały skład Barcy wymienić włącznie z funkcjami.
-Nie wierzę, że to zrobisz. Daje stówę, że tego nie zrobisz- założył się ze mną. Ja zaczęłam wymieniać każdego i do tego podałam jeszcze numery koszulek. Gęba Michałowi opadła i to dosłownie. Wyciągnął z kieszeni portfel i podał mi stu złotowy banknot.
-Weź to schowaj. Nie wygłupiaj się.
-Był zakład i go wygrałaś. Bierz to- wziął moją dłoń i położył na niej wygraną. Uśmiechnęłam się do niego i schowałam tą stówę.
-Wiesz co? Ja muszę jechać. Chcę jeszcze zajechać do przyjaciółki do szpitala- powiedziałam, zakładając kask.
-Dobra, nie zatrzymuje cię- odparł i podszedł do swojego motocyklu. Wsiadł na niego i odjechał. Ja również to zrobiłam i skierowałam się w stronę szpitala. Miałam odstawić motocykl i pojechać miejskim środkiem transportu, ale nie chciałam tracić czasu. Po raptem dwudziestu minutach byłam na miejscu. Zostawiłam motocykl na parkingu i weszłam do budynku szpitalnego i udałam się na salę poporodową. Tam jak się okazało byli tam rodzice Karoliny, rodzice Kuby i sam Kuba. Postanowiłam się wycofać, ale Karolina mnie zauważyła i pokazała, żebym weszła na salę. Nieśmiało zbliżyłam się do ich gości.
-Dzień dobry. Cześć Karolina. Jak się czujesz?- zapytałam.
-Dobrze. Nadia też widać dobrze. Siedzieliśmy z Kubą u niej trzy godziny- odparła z uśmiechem. Ja jednak nie umiałam cieszyć się jej szczęściem. Wizja, że mam zostać samotną matką i to w tak młodym wieku, mnie przerażała. Do tego fakt, że moja mama nie żyje i nie będzie mogła mi pomóc, jeszcze bardziej mnie przybijał. Widziałam, jak rodzice Karoliny ją wspierają, że ją kochają. Jej siostrę wysłali do bardziej strzeżonego ośrodka, żeby tylko Karolinie i dziecku nie zrobiła krzwydwy, chociaż zapewniała, że będzie brała leki. Widać, kogo bardziej woleli pani Ewelina i pan Damian- Karolinę. Liczyli się tylko z jej bezpieczeństwem, a o samopoczuciu Natalii nie myśleli. W tym momencie nawet trochę mi się jej żal zrobiło, że nawet nie może zobaczyć swojej siostrzenicy, ale sama sobie tak narobiła. Gdyby nie przestała wtedy brać tych leków, może byłaby tu z nami. A może Karolina nie wiedziałaby o chorobie. Było wiele pytań bez odpowiedzi. Między innymi wliczało się do nich "Gdzie jest Oskar?"
~Oskar~
-Więzisz mnie już tyle czasu, może wreszcie byś mi powiedziała, po co ja ci tu jestem?- zapytałem, szarpiąc się jednocześnie. Byłem przykuty do kaloryfera i nie mogłem wykonać jakiegokolwiek ruchu.
-Mówiłam ci, chcę twojego cierpienia- powiedziała ruda osiemnastolatka, opierając się o ścianę- Z początku myślałam, że kulka w łeb wystarczy, ale to nie miało sensu, bo byś od razu zmarł, a tak to sobie pocierpisz.
-I tak nie rozumiem, po co to robisz?- wycedziłem i kolejny raz szarpnąłem, ale to nic nie dało- Myślałem, że to już zamknięty rozdział- spojrzałem w niebieskie oczy dziewczyny, które kiedyś były dla mnie wyjątkowe, a teraz dopiero w nich widziałem szaleństwo.
-A nie pamiętasz Oski naszego pierwszego razu?- zapytała, podeszła do mnie bliżej i przejechała dłonią po moim policzku. Kurwa, dlaczego to wszystko wraca?
-Trudno go zapomnieć. Byłem trzeźwy wtedy i świadomy tego, co robię. Tylko żałuję tego głupiego seksu z tobą, bo wcale taka dobra w łóżku nie byłaś. Anka jest zdecydowanie lepsza- odparłem- A poza tym nie chcesz odebrać ojca dziecku?
Dziewczyna mi się przyjrzała uważniej i dopiero po chwili się zorientowałem, co ja takiego powiedziałem. Naraziłem w tej chwili Anię.
-Powiadasz, że Ania jest w ciąży? To dla mnie cenna informacja- rzekła i wyszła z pomieszczenia, w którym przebywałem chuj wie jak długo. Straciłem rachubę czasu. Wiedziałem, że zostałem porwany w dzień, kiedy dowiedziałem się o ciąży Ani. Byłem ciekaw, jak się rozwija nasze maleństwo, jak Ania bardzo się zmieniła od tego czasu, czy widać już po niej, że jest w ciąży. Byłem też ciekawy, jak się mają sprawy z Karoliną. Czy przyjmuje już chemię, czy jej wyniki się poprawiły. Nie mogłem jednak otrzymać odpowiedzi na to pytanie. Zacząłem się jednak martwić o moje skarby. Nie wiedziałem, czego spodziewać się po tej psychopatce Majce. W końcu z wycieńczenia zasnąłem.

piątek, 3 czerwca 2016

17

Na wstępie chcę powiedzieć, że do poprzedniego opowiadania wprowadziłam małe zmiany. Dopiero teraz się zorientowałam, ile czasu upłynęło od tego jak Karolina jest w ciąży i wyszło mi dwadzieścia pięć tygodni, dlatego fragment o poronieniu jest nieważny.
~


-Ale dlaczego nie mogę jechać?- krzyknęłam, gdy usłyszałam, że pani Ewelina nie wyraża zgody na mój wyjazd do Szczecina.

-Nie puścimy cię samej, zrozum to.
-Ale przecież nie jadę sama, tylko z Gosią. Nie rozumiem, czemu nie mogę. Byłam w Hiszpanii, byłam w Austrii, a do Szczecina już nie mogę jechać?- byłam wściekła na panią Ewelinę. Całe szczęście wsparcie znalazłam w mojej przyjaciółce, która jak zwykle okazała się być niezawodna.
-Mamo, puście ją do tego Szczecina. Wiesz, ile to dla niej znaczy? Przecież gdyby tata zapadł się pod ziemię, też byś robiła wszystko, aby go znaleźć- powiedziała i posłała mi uśmiech.
-Sama nie wiem.
-No proszę- powiedziałam i zrobiłam oczy smutnego psiaka.
-No dobra, ale w piątek odrabiasz wszystkie lekcje na poniedziałek i w jesteś w niedziele nie później niż o dwudziestej trzeciej.
-Dziękuję, dziękuję- ucieszyłam się jak małe dziecko.
-Szkoda, że ja ci nie mogę pomóc w poszukiwaniach- odparła Karolina ze smutkiem.
-Jak tylko coś będę więcej wiedziała, to pierwszą cię poinformuję- oznajmiłam.
-Czekam na telefon.
-Ok.


W piątek zaraz po szkole wpadłam na chwilę do szpitala, żeby pożegnać się z Karoliną, a następnie szybko udałam się do domu, żeby odrobić lekcje. Wszystkie potrzebne rzeczy spakowałam już poprzedniego dnia, dlatego tylko wskoczyłam pod prysznic, zmieniłam ubrania na wygodniejsze i około siedemnastej przyjechał po mnie Tomek, który miał nas odwieź na dworzec. Sprawdziłam jeszcze raz, czy wszystko mam i zeszłam do samochodu.
Około siedemnastej trzydzieści staliśmy już na peronie i czekaliśmy na nasz pociąg, który zjawił się około osiemnastej. Gosia pożegnała się z Pawłem i wsiadłyśmy do pociągu, który ruszył po piętnastu minutach.
Na początku drogi żadna z nas się nie odzywała, tylko była pochłonięta we własnych myślach, ale w końcu Gosia postanowiła chyba przerwać tą ciszę.
-Masz jakiś plan w ogóle?- zapytała, odkładając książkę na siedzenie obok.
-Szczerze? To nie myślałam. Nie wiem nawet od czego zacząć. Na pewno spotkam się z takim jednym kolegą Oskara. Pisałam z nim na fejsie i się dogadaliśmy. Filip powiedział, że postarał mi się pomóc na tyle, ile to będzie możliwe.
-Aha- odparła i wróciła do lektury, a ja założyłam słuchawki i włączyłam sobie muzykę Marylna Mansona.
Po pięciu godzinach jazdy znaleźliśmy się w Szczecinie. Zabrałyśmy swoje rzeczy i wysiadłyśmy z pociągu. Na peronie czekała na nas kuzynka Gosi, Emilka, która zgodziła się, żebyśmy u niej. Udałyśmy się na parking, wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy do mieszkania Emilii.

*Kuba*
-A jakby tak poczekać aż Karolina urodzi- zaproponowałem lekarzowi, który z nami rozmawiał na temat tego, kiedy zacząć chemioterapię- To tylko dwa i pół miesiąca.
-Owszem, moglibyśmy, ale im szybciej, tym lepiej. Może się wydawać, że dwa i pół miesiące to niewiele, ale dla choroby to dużo czasu, aby mogła postępować bardziej. Trzeba ją ratować, zanim dojdzie do przerzutów, bo w przeciwnym razie nie ma szans na całkowite wyzdrowienie- tłumaczył lekarz.
-No dobra, ale jeśli dziecku się coś stanie?- podawałem swoje argumenty za tym, aby przełożyć chemioterapię na później.
-Ale może też dojść do tego, że płód będzie martwy.
-Przepraszam, ja też tu jestem i to chyba ja mam najwięcej w tym temacie do powiedzenia- odezwała się Karolina, którą w tym momencie rzeczywiście zignorowaliśmy z lekarzem.
-No dobra, wysłuchajmy teraz może ciebie- zwrócił się do niej onkolog.
-Na razie nie mam złych wyników, żadnych przerzutów. Może byśmy wstrzymali z tą terapią jak najdłużej. Oczywiście na kontrole często bym się stawiała i jeśli wyniki znacznie się pogorszyły od razu bym się zdecydowała na chemioterapię- powiedziała i mi się zrobiło głupio, że to nie ja no wpadłem, a ten pomysł był bardzo dobry.
-Dwa razy w tygodniu, poniedziałek i czwartek jesteś u mnie na kontroli i jak tylko wyniki znacznie się pogorszą, to zaczynamy chemioterapię.
-No dobra- zgodziła się Karolina i posłała mi uśmiech, który odwzajemniłem.
-Zaraz przyniosę ci wypis i ten poniedziałek sobie odpuścimy- lekarz wyszedł z sali, a Karolina jak tylko to usłyszała, zaczęła się pakować. Poszła do łazienki się przebrać i dziesięć minut później siedziała gotowa na łóżku. Sprawdziła jeszcze szafki, czy wszystko zabrała i po niedługim czasie wrócił doktor z dokumentami. Karola wszystko podpisała i mogliśmy opuścić to przygnębiające miejsce.
-To co robimy?- spytałem, gdy wsiedliśmy do samochodu.
-Jest jedenasta, a ty masz prawko, a nie jak Oskar, który jeździł bez. Jakbyśmy teraz pojechali do domu po rzeczy. To może o trzynastej wyjechali z Wrocka i byśmy na 17-18 zajechali do Szczecina. Chciałabym pomóc Ance w jej własnym dochodzeniu, które w ogóle mi się nie podoba- oznajmiła, a ja się uśmiechnąłem pod nosem i odpaliłem auto.
-Teraz cię zawiozę, pojadę do siebie, a potem przyjadę i ruszamy w trasę- powiedziałem i ruszyłem z parkingu. Zawiozłem Karolinę do jej domu, a potem sam pojechałem do swojego.
*Karolina*
Stanęłam przed drzwiami i wzięłam głęboki oddech. W końcu nacisnęłam na klamkę i drzwi się otoworzyły.
-Damian, to ty?- usłyszałam głos mamy, który dochodził z kuchni. Rzuciłam torbę w przedpokoju i udałam się przywitać z mamą.
-Hej- powiedziałam, stając w progu. Mama akurat zmywała naczynia. Słysząc mój głos, zakręciła wodę i spojrzała się w moją.
-Karolcia- odparła i podeszła do mnie, aby mnie przytulić- Wypuścili cię ze szpitala? A nie miałaś od poniedziałku rozpocząć chemioterapii?- zdziwiła się.
-Nie- odpowiedziałam i dopadłam się do puszki z kukurydzą, którą mama otworzyła do sałatki.
-Wyglądasz jakbyś piłkę połknęła- stwierdziła mama, widząc mój brzuch. Rzeczywiście był wielki, a ja zastanawiałam się, kiedy ten czas tak szybko minął. Pamiętałam dzień, w którym się o tym dowiedziałam. Przez chwilę byłam szczęśliwa, a kilkanaście minut później dostałam wiadomość, że jestem chora. Wtedy zaczął się dramat, ale udało mi się donosić ciążę do 25 tygodnia.
-Jak myślisz mamo, będziesz miała wnuczka, czy wnuczkę?- zapytałam.
-To ty nie wiesz jakiej płci będzie dziecko? Myślałam, że już z miesiąc temu się dowiedziałaś.
-Ustaliliśmy z Kubą, że płeć dziecka do końca ciąży pozostanie dla nas tajemnicą- rzekłam.
-Szkoda, ale myślę, że to dziewczynka będzie. U nas w rodzinie same dziewczyny się rodzą.
-A u Kuby chłopaki. I co powiesz?
-Nieważne jaka płeć będzie. Ważne, aby zdrowe było- mama mnie przytuliła.
-Masz rację. Dobra, ja lecę do siebie do pokoju spakować kilka rzeczy- oznajmiłam.
-A gdzie się wybierasz?
-Jadę z Kubą do Szczecina pomóc Ani.
-Ale w twoim stanie to bezpieczne?- zapytała mama z troską w głosie. Ja tylko dałam jej całusa i poszłam do swojego pokoju. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i byłam gotowa do wyjazdu. Około trzynastej Kuba po mnie przyjechał i ruszyliśmy w stronę Szczecina. W połowie drogi zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, aby zrobić sobie przerwę.
Kiedy siedzieliśmy już w aucie i jedliśmy hot-dogi, gdzieś pięćdziesiąt metrów dalej ujrzałam wysokiego blondyna. Przyjrzałam się mu dokładniej, ale nawet się nie odwrócił w naszą stronę, a szkoda, bo z tyłu był bardzo podobny do Oskara. Nawet miał podobny kombinezon jak jego, ale motocykl był zupełnie inny, dlatego nawet nie powiedziałam o tym Kubie i uznałam to za przypadek. Później całą drogę karciłam się w myślach, że nie podeszłam do tego chłopaka i nie upewniłam się, że to nie Oskar. Może to był akurat on, ale mówi się trudno.
Tak jak planowaliśmy, o osiemnastej byliśmy w Szczecinie. Od Tomka, kuzyna Oskara, Kuba wyciągnął adres, gdzie mieszka ta Emilka, u której nocują Ania z Gosią. Zaparkowaliśmy auto i zaczęliśmy szukać odpowiedniego bloku. Dzięki uprzejmości jednej pani, nie męczyliśmy się z tym zbyt długo. W końcu stanęliśmy przed drzwiami mieszkania kuzynki Gosi. Kuba zadzwonił i czekałyśmy aż ktoś nam otworzy. Po chwili usłyszeliśmy jak ktoś przekręca klucz w drzwiach i ujrzeliśmy Gosię, która była bardzo zdziwiła się, widząc nas.
-Co wy tu robicie?- zapytała.
-Na razie mam przełożoną chemię, dopóki nie urodzę albo nie pogorszą mi się wyniki, dlatego przyjechaliśmy pomóc Ani- oznajmiłam- A ty sama jesteś?
-Nie, z Anią. Dzisiaj mamy dla siebie całe mieszkanie, bo moja kuzynka pojechała do Polic, do swojego chłopaka- powiedziała Gosia i wpuściła nas do środka. Zaprosiła mas do salonu, gdzie na sofie siedziała Ania, która jak tylko mnie zobaczyła, prawie mnie udusiła.
-Co wy tutaj robicie?- zapytała po chwili, patrząc to na mnie, to na Kubę- Przecież ty pojutrze masz zacząć chemioterapię.
-Udało nam się porozmawiać z lekarzem, który zgodził się na przełożenie chemioterapii- wyjaśnił Kuba i objął mnie w pasie.
-Chcę ci pomóc w twoim śledztwie- przy ostatnim wyrazie narysowałam w powietrzu cudzysłów.
-W sumie, to i tak już spotkałam się z byłą Oskara, która dużo w tej sprawie nie wniosła, a jutro mam spotkać się z jego najlepszym kolegą ze szkoły.
-Spotkałaś się z jego byłą?- byłam zaskoczona tym wyznaniem.
-Co w tym takiego dziwnego?
-No nic- powiedziałam i położyłam się na sofie. Nogi mi strasznie spuchły i potrzebowałam tego.
-Nie za wygodnie ci?- zapytała Ania, zwalając moje nogi.
-Jak będziesz w szóstym miesiącu ciąży, to też będziesz marzyła, żeby tylko się rozłożyć na łóżku, bo tak cię będą nogi bolały.
-Może mam ci je jeszcze masować?- zapytała, a ja pokiwałam twierdząco głową. Już chciałam się wygodnie ułożyć i swoje nogi położyć na jej, ale ona tylko przebiegle się uśmiechnęła i wstała. Pokierowała się do kuchni, a jej miejsce zajął Kuba.
-Tak w ogóle, to gdzie wy będziecie spali?- zapytała Gosia, opierając się o komodę.
-Za nim wyjechaliśmy, zarezerwowałem nam pokój w hotelu, więc o to się nie martw- odezwał się Kuba.
-Ok, napijecie się czegoś?- zaproponowała nam Gosia, ale oboje odmówiliśmy. Chwilę jeszcze gadaliśmy, a Ania cały czas nie wróciła z kuchni. W końcu postanowiłam sprawdzić. Z trudem wstałam z tapczanu i poszłam do pomieszczenia. Anka stała przy oknie z opartymi łokciami o parapet. Podeszłam bliżej i stanęłam obok. Po policzkach płynęły jej łzy.
-Co się dzieje? Czemu płaczesz?- zapytałam.
-Zazdroszczę ci- odparła cicho- Masz kochających rodziców, Kubę, który oddałby za ciebie życie, za dwa i pół miesiąca zostaniesz mamą, a ja co mam? Gówno mam.
-Masz mnie, masz Kubę, moich rodziców, nawet Gosię i Tomka. No i przede wszystkim też zostaniesz mamą.
-Nie wiem, czy będę umiała kochać to dziecko.
*Ania*
To był pierwszy raz, kiedy tak pomyślałam, ale prawda była taka, że gdyby nie ciąża, nie byłoby pewnie tego całego zamieszania.
-Co ty wygadujesz?- Karolina się trochę uniosła- Przecież to nie wina dziecka, że stało się jak się stało.
-Ale może to wszystko inaczej by się potoczyło i Oskar byłby z nami.
-No może, ale stało się jak się stało i musisz się z tym pogodzić. Musisz się też przygotować na to, że nigdy już go nie zobaczysz.
-A pomożesz mi przy dziecku?- zapytałam.
-Jeśli będzie mi dane dożyć narodzin twojego dziecka, to tak- posłała mi uśmiech, ale nie do końca przekonywujący, a ja się rozkleiłam jeszcze bardziej.
-Karolina, nie wyobrażam sobie tego, że ty możesz umrzeć. Powiedz, że to jakiś koszmar- odparłam, przytulając się do niej. Z jej oczu również zaczęły lecieć łzy.
-Błagam cię, nie mów tak. To mnie jeszcze bardziej dołuję, a ja chcę walczyć.
-Ok, postaram się- wymusiłam uśmiech.
-O której się umówiłaś z tym Filipem?- spytała nagle.
-Widzę zmiana tematu. Umówiłam się z nim jutro o dwunastej w parku Kasprowicza. Jest to kawał drogi, ale może jak zagadam z Kubą to się zgodzi.
-Ja się na nic nie zgadzam- usłyszałyśmy. Obie odwróciłyśmy się w stronę drzwi kuchennych i zobaczyłyśmy Kubę.
-No ale to spory kawał stąd, a ja na to spotkanie chcę zabrać Karolinę- spojrzałam w jej stronę, a ona puściła mi oczko.
-Dobra, ale pod jednym warunkiem. Będę miał na was dwie oko. Niewiadomo co to za typ.
-Ok- zgodziłyśmy się obie równocześnie.
Na drugi dzień, Park Kasprowicza
Kuba zatrzymał się przy przychodni, znajdującej się obok parku.
-Może ty jednak zostaniesz Karolina?- spytał ją chyba po raz setny. Mnie wcześniej też próbował zmusić do zostania w domu i zaproponował, że to on pogada z Filipem.
-Od początku była umowa, że idziemy we dwie- odparła i wysiadła z auta, trzaskając drzwiami. Ja zrobiłam to samo. Byłam ciekawa, dlaczego tak gwałtownie zareagowała.
-Zaczekaj!- złapałam ją za rękę- O co ci chodzi, przecież to o mojego chłopaka chodzi, a nie twojego, więc po co się na Kubę wkurzasz?
-Bo mnie takie coś denerwuje. Obchodzi się ze mną jak jakimś jajkiem. Bo co? Jestem w ciąży i mam białaczkę?
-On cię kocha i nie chce, żeby coś ci się stało.
-Na pewno gdyby nie moja obecna sytuacja, nie traktował by mnie tak. Zauważyłaś, że już nawet na wyścigi nie jeździ?- Karolina się mi żaliła, gdy szłyśmy w stronę parku. Może i miała rację, że Kuba nie traktował ją jak dawniej i nawet ja zaczęłam trochę inaczej na nią patrzeć. Jednak to dalej była ta sama Karolina.
-Zobaczysz, urodzisz dziecko, wyzdrowiejesz i będzie jak dawniej- to jedyne słowa, na które byłam w stanie się wysilić, żeby się nie poryczeć.
-Łatwo powiedzieć- skomentowała i już kolejne słowa cisnęły mi się na język, ale ujrzałam Filipa na jednej z ławek. Poznałam go od razu, bo widziałam jego zdjęcia na facebook'u. Podeszliśmy do niego bliżej.
-Cześć, Ania, a to moja przyjaciółka Karolina- przedstawiłam nas.
-Cześć, jestem Filip- on również to zrobił i pocałował każdą z nas w dłoń. Był całkiem szarmancki i wydawał się być sympatyczny. Usiedliśmy na ławce i zapanowała chwilowa cisza, którą przerwał stary przyjaciel Oskara.
-A więc pisałaś do mnie, że Oskar zaginął. Chciałabyś się rozumiem czegoś dowiedzieć?- zapytał. Niepewnie kiwnęłam głową na tak.
-Jaki Oskar był w gimnazjum, z jakimi ludźmi się zadawał, czy komuś zaszkodził?
-Oskar był spokojnym chłopakiem w pierwszej i drugiej gimnazjum, no i może przez połowę trzeciej klasy. Potem się całkowicie zmienił. Brał udział w nielegalnych wyścigach, palił papierosy, pił alkohol. Gdy zaczął się zmieniać, chciałem mu jakoś pomóc, ale nie chciał tej pomocy. W końcu jego rodzice postanowili wyprowadzić się do Wrocławia i zerwaliśmy ze sobą kontakt. Nie wiem, czy tutaj miał jakiś wrogów, ale nie wydaje mi się, żeby tak.
-No dobra, a nielegalne wyścigi? Brał udział w nich może?
-Nie i tego jestem pewien, że jak mieszkał w Szczecinie, nie ścigał się. Dopiero potem jak się przeprowadził, ale wydaje mi się, że już to wiesz.
-No tak- potwierdziłam.
-A jakąś dziewczynę miał tutaj?- zasugerowała Karolina, jednak Filip szybko nas uspokoił. Potem już nie było o co go pytać, dlatego się pożegnaliśmy i wróciłam z Karoliną do Kuby.
Kilka godzin później byliśmy już we Wrocławiu.

piątek, 20 maja 2016

16

Ulżyło mi, gdy zobaczyłam, że to nie jest Oskar. Na twarzy pani Kamili również można było dostrzec ulgę.
-To nie jest Oskar- stwierdziłyśmy równocześnie.
-Dziękujemy i przepraszamy, że musieliśmy panie niepokoić- oświadczył lekarz- Chcieliśmy mieć pewność.
-No dobrze. Do widzenia- poszłyśmy z mamą Oskara do taksówki i wróciłyśmy do jej domu. Wróciłyśmy do tego, co robiłyśmy wcześniej, czyli do przeglądania pokoju Oskara. Postanowiłam wziąć jedną z książek, stojących na regale. Możliwe, że gdzieś między kartkami miał coś ukryte. Okazało się, że miałam rację. No prawie, bo za tą książką zauważyłam jakiś woreczek. Od razu poznałam, co się w nim znajduje.
-Pani Kamilo, czy wiadomo coś pani na temat, żeby Oskar brał narkotyki?- zapytałam.
-Dziecko, o czym ty do...- mama mojego chłopaka podeszła bliżej i zauważywszy woreczek z marihuaną, zrobiła się bardzo blada- Gdzie to było?
-Tutaj- wskazałam na lukę pomiędzy jego kolekcją książek o motocyklach- W co on się wpakował?- zapytałam raczej samą siebie niż panią Dobrowolską. Siadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam już, co mam robić. To była jakaś paranoja. Powtarzałam to już i powtórzę po raz kolejny, przecież on gdzieś musi być.
~Karolina~
Siedziałam na matmie, która była ostatnią lekcją i przepisywałam obliczenia z tablicy. Jakoś nie chciało mi się myśleć samej nad zadaniem, a zawsze robiłam sama i do przodu. Jednak nie tego dnia. Dzień wcześniej się cieszyłam, że ten ostatni tydzień mogę spędzić ze znajomymi z klasy, ale od rana źle się czułam. Co chwila kręciło mi się w głowie i mimo tego, że mama kazała mi zostać w domu, ja się uparłam, że pójdę.
-Karolina, do tablicy- usłyszałam swoje imię i już miałam wstać, ale zauważyłam na swoim zeszycie czerwone plamki- Co się dzieje?- zapytała i tylko to usłyszałam, bo straciłam przytomność.
~Ania~
Około czternastej wróciłam do domu. Nikogo jeszcze nie było. Rodzice Karoliny w pracy, Natalia była u swojej babci na wsi, a Karolina możliwe, że z koleżankami gdzieś na mieście.
Byłam głodna i naszła mnie ochota na lody. Poszłam więc do kuchni i wyciągnęłam z zamrażalnika pudełko truskawkowej Algidy. Wiem, że to były lody Karoliny, ale trudno. Kupi sobie drugie opakowanie. Siadłam na kuchennym blacie i zaczęłam pałaszować. Kiedy kończyłam, usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. Przestraszyłam się i pudełko wylądowało na podłodze. Zeskoczyłam z blatu i poszłam na przedpokój. Zobaczyłam tam Kubę. Był bardzo nerwowy.
-Stało się coś?- zapytałam.
-Tak, stało się. Karolina wylądowała w szpitalu. Na matmie straciła przytomność i zabrała ją karetka.
-Jedziesz teraz do niej?
-Tak, wpadłem tylko po jej rzeczy, ale jak chcesz jechać ze mną, to się zbieraj- oświadczył i poszedł pakować jej ubrania. Ja w sumie zarzuciłam tylko buty i bluzę. Stanęłam w pokoju Karoliny i patrzyłam jak Kuba nerwowo pakuje jej rzeczy. Gdy skończył, spojrzał jeszcze na biurko, a dokładnie na zdjęcie stojące na nim.
-To też weź- powiedziałam delikatnie i podeszłam bliżej. Wzięłam zdjęcie i wrzuciłam do torby- Jedziemy?- zapytałam. Bardzo chciałam zobaczyć, co z moją przyjaciółką.
-Tak- powiedział, ale nie ruszył się.
-Kuba, co się dzieje?
-Zdjęcie USG gdzie jest?- nie odpowiedziałam, tylko podeszłam do szafki, gdzie Karolina trzymała wszystkie takie dokumenty i wyciągnęłam zdjęcie ich dziecka. Podałam je Kubie, który gdy tylko na nie spojrzał, rozkleił się. Pierwszy raz widziałam płaczącego Kubę.
-Co się dzieje?- podeszłam do niego i przytulił się do mnie jak mały chłopiec.
-Boję się, że stracę i dziecko, i Karolinę- odparł, a ja nie wiedziałam, co mam powiedzieć. On się bał o to, że Karolina może umrzeć, a tym czasem nie wiadomo co działo się z Oskarem.
-Jedziemy?- postanowiłam szybko zmienić temat. Kuba przytaknął i zeszliśmy do auta. Wsiedliśmy i ruszyliśmy do szpitala.
Na miejscu byliśmy po pół godzinie, ponieważ były korki. Wzięliśmy rzeczy, które mieliśmy dla Karoliny i poszliśmy do szpitala. Udaliśmy się do windy i Kuba nacisnął przycisk obok którego był napis "ONKOLOGIA". Wyglądało to przerażająco. Po kilku sekundach otworzyły się drzwi i znaleźliśmy się na oddziale, gdzie leżała moja przyjaciółka. Kuba ruszył przodem, bo on wiedział, gdzie leży Karolina. Weszliśmy do sali i ujrzeliśmy dziewczynę, która była bardzo zmęczona, ale widząc nas, pojawił się błysk w jej oczach i zmęczenie z jej twarzy bardzo szybko zniknęło.
-Cześć, jak się czujesz?- siadłam na krześle obok Karoliny.
-Jak was zobaczyłam, od razu mi się lepiej zrobiło- odparła, cały czas starając się utrzymać uśmiech.
-Wiesz, że przed nami nie musisz udawać?- zapytałam i po chwili w oczach Karoli pojawiły się łzy. Wiedziałam, że długo nie wytrzyma z udawaniem silnej.
-Ania, Kuba, ja się tak boję- powiedziała i po kilku sekundach siedzieliśmy w trójkę na jej łóżku, zamknięci w szczelnym uścisku.
*Karolina*
Siedzieliśmy tak i siedzieliśmy, i nikt z nas nie miał zamiaru przerywać. Tego właśnie potrzebowałam, bliskości moich przyjaciół, a nie jakiś frazesów, że będzie dobrze. Brakowało tylko Oskara. Swoją drogą, zastanawiałam się, co się z nim stało, ale pewnie jak każdy.
-Ania, a co z Oskarem?- zapytałam w końcu, przerywając ciszę.
-Żadnych wieści, ale w pokoju Oskara, znalazłyśmy z panią Kamilą marihuanę. Mam zamiar poprosić Tomka, aby skontaktował się z dilerami- odparła Ania.
-Palił to świństwo?- zaskoczyło mnie to.
-A skąd mam wiedzieć? Myślałam, że znam go bardzo dobrze, a tu jednak jest zupełnie inaczej- westchnęła. Chciałam coś powiedzieć, ale wszystko brzmiało jak banał. Z resztą uznałam, że słowa są zbędne. Po jakimś czasie ogarnęła mnie senność i poszłam spać.
*Ania*
Po tym, jak Karolina poszła spać, wróciłam do domu. Rzuciłam się na łóżko i moja ręka odruchowo powędrowała na brzuch. Leżałam tak dosyć długo, aż wpadłam na pewien pomysł. Przypomniałam sobie, że Oskar do podstawówki i gimnazjum chodził do Szczecina. Dopiero od dwóch lat mieszkał we Wrocławiu. Tak sobie pomyślałam, że mogłabym pojechać w najbliższy weekend do Szczecina. Wiadomo, że pani Ewelina samej by mi nie pozwoliła jechać, ale była jeszcze Gosia, którą bardzo lubiłam i z nią mogłaby mnie puścić, bo Karolina odpadała. Za nim jednak podjęłam decyzję o rozmowie z rodzicami Karoliny, postanowiłam spytać się Gosi, czy mogłaby ze mną pojechać. Całe szczęście bez problemu się zgodziła. Teraz zostało tylko załatwić to z panią Eweliną i panem Damianem. Niestety tego dnia nie miałam okazji pogadać z nimi, bo za nim wrócili, ja już spałam.