Na wstępie chcę powiedzieć, że do poprzedniego opowiadania wprowadziłam małe zmiany. Dopiero teraz się zorientowałam, ile czasu upłynęło od tego jak Karolina jest w ciąży i wyszło mi dwadzieścia pięć tygodni, dlatego fragment o poronieniu jest nieważny.
~
-Ale dlaczego nie mogę jechać?- krzyknęłam, gdy usłyszałam, że pani Ewelina nie wyraża zgody na mój wyjazd do Szczecina.
-Nie puścimy cię samej, zrozum to.
-Ale przecież nie jadę sama, tylko z Gosią. Nie rozumiem, czemu nie mogę. Byłam w Hiszpanii, byłam w Austrii, a do Szczecina już nie mogę jechać?- byłam wściekła na panią Ewelinę. Całe szczęście wsparcie znalazłam w mojej przyjaciółce, która jak zwykle okazała się być niezawodna.
-Mamo, puście ją do tego Szczecina. Wiesz, ile to dla niej znaczy? Przecież gdyby tata zapadł się pod ziemię, też byś robiła wszystko, aby go znaleźć- powiedziała i posłała mi uśmiech.
-Sama nie wiem.
-No proszę- powiedziałam i zrobiłam oczy smutnego psiaka.
-No dobra, ale w piątek odrabiasz wszystkie lekcje na poniedziałek i w jesteś w niedziele nie później niż o dwudziestej trzeciej.
-Dziękuję, dziękuję- ucieszyłam się jak małe dziecko.
-Szkoda, że ja ci nie mogę pomóc w poszukiwaniach- odparła Karolina ze smutkiem.
-Jak tylko coś będę więcej wiedziała, to pierwszą cię poinformuję- oznajmiłam.
-Czekam na telefon.
-Ok.
W piątek zaraz po szkole wpadłam na chwilę do szpitala, żeby pożegnać się z Karoliną, a następnie szybko udałam się do domu, żeby odrobić lekcje. Wszystkie potrzebne rzeczy spakowałam już poprzedniego dnia, dlatego tylko wskoczyłam pod prysznic, zmieniłam ubrania na wygodniejsze i około siedemnastej przyjechał po mnie Tomek, który miał nas odwieź na dworzec. Sprawdziłam jeszcze raz, czy wszystko mam i zeszłam do samochodu.
Około siedemnastej trzydzieści staliśmy już na peronie i czekaliśmy na nasz pociąg, który zjawił się około osiemnastej. Gosia pożegnała się z Pawłem i wsiadłyśmy do pociągu, który ruszył po piętnastu minutach.
Na początku drogi żadna z nas się nie odzywała, tylko była pochłonięta we własnych myślach, ale w końcu Gosia postanowiła chyba przerwać tą ciszę.
-Masz jakiś plan w ogóle?- zapytała, odkładając książkę na siedzenie obok.
-Szczerze? To nie myślałam. Nie wiem nawet od czego zacząć. Na pewno spotkam się z takim jednym kolegą Oskara. Pisałam z nim na fejsie i się dogadaliśmy. Filip powiedział, że postarał mi się pomóc na tyle, ile to będzie możliwe.
-Aha- odparła i wróciła do lektury, a ja założyłam słuchawki i włączyłam sobie muzykę Marylna Mansona.
Po pięciu godzinach jazdy znaleźliśmy się w Szczecinie. Zabrałyśmy swoje rzeczy i wysiadłyśmy z pociągu. Na peronie czekała na nas kuzynka Gosi, Emilka, która zgodziła się, żebyśmy u niej. Udałyśmy się na parking, wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy do mieszkania Emilii.
*Kuba*
-A jakby tak poczekać aż Karolina urodzi- zaproponowałem lekarzowi, który z nami rozmawiał na temat tego, kiedy zacząć chemioterapię- To tylko dwa i pół miesiąca.
-Owszem, moglibyśmy, ale im szybciej, tym lepiej. Może się wydawać, że dwa i pół miesiące to niewiele, ale dla choroby to dużo czasu, aby mogła postępować bardziej. Trzeba ją ratować, zanim dojdzie do przerzutów, bo w przeciwnym razie nie ma szans na całkowite wyzdrowienie- tłumaczył lekarz.
-No dobra, ale jeśli dziecku się coś stanie?- podawałem swoje argumenty za tym, aby przełożyć chemioterapię na później.
-Ale może też dojść do tego, że płód będzie martwy.
-Przepraszam, ja też tu jestem i to chyba ja mam najwięcej w tym temacie do powiedzenia- odezwała się Karolina, którą w tym momencie rzeczywiście zignorowaliśmy z lekarzem.
-No dobra, wysłuchajmy teraz może ciebie- zwrócił się do niej onkolog.
-Na razie nie mam złych wyników, żadnych przerzutów. Może byśmy wstrzymali z tą terapią jak najdłużej. Oczywiście na kontrole często bym się stawiała i jeśli wyniki znacznie się pogorszyły od razu bym się zdecydowała na chemioterapię- powiedziała i mi się zrobiło głupio, że to nie ja no wpadłem, a ten pomysł był bardzo dobry.
-Dwa razy w tygodniu, poniedziałek i czwartek jesteś u mnie na kontroli i jak tylko wyniki znacznie się pogorszą, to zaczynamy chemioterapię.
-No dobra- zgodziła się Karolina i posłała mi uśmiech, który odwzajemniłem.
-Zaraz przyniosę ci wypis i ten poniedziałek sobie odpuścimy- lekarz wyszedł z sali, a Karolina jak tylko to usłyszała, zaczęła się pakować. Poszła do łazienki się przebrać i dziesięć minut później siedziała gotowa na łóżku. Sprawdziła jeszcze szafki, czy wszystko zabrała i po niedługim czasie wrócił doktor z dokumentami. Karola wszystko podpisała i mogliśmy opuścić to przygnębiające miejsce.
-To co robimy?- spytałem, gdy wsiedliśmy do samochodu.
-Jest jedenasta, a ty masz prawko, a nie jak Oskar, który jeździł bez. Jakbyśmy teraz pojechali do domu po rzeczy. To może o trzynastej wyjechali z Wrocka i byśmy na 17-18 zajechali do Szczecina. Chciałabym pomóc Ance w jej własnym dochodzeniu, które w ogóle mi się nie podoba- oznajmiła, a ja się uśmiechnąłem pod nosem i odpaliłem auto.
-Teraz cię zawiozę, pojadę do siebie, a potem przyjadę i ruszamy w trasę- powiedziałem i ruszyłem z parkingu. Zawiozłem Karolinę do jej domu, a potem sam pojechałem do swojego.
*Karolina*
Stanęłam przed drzwiami i wzięłam głęboki oddech. W końcu nacisnęłam na klamkę i drzwi się otoworzyły.
-Damian, to ty?- usłyszałam głos mamy, który dochodził z kuchni. Rzuciłam torbę w przedpokoju i udałam się przywitać z mamą.
-Hej- powiedziałam, stając w progu. Mama akurat zmywała naczynia. Słysząc mój głos, zakręciła wodę i spojrzała się w moją.
-Karolcia- odparła i podeszła do mnie, aby mnie przytulić- Wypuścili cię ze szpitala? A nie miałaś od poniedziałku rozpocząć chemioterapii?- zdziwiła się.
-Nie- odpowiedziałam i dopadłam się do puszki z kukurydzą, którą mama otworzyła do sałatki.
-Wyglądasz jakbyś piłkę połknęła- stwierdziła mama, widząc mój brzuch. Rzeczywiście był wielki, a ja zastanawiałam się, kiedy ten czas tak szybko minął. Pamiętałam dzień, w którym się o tym dowiedziałam. Przez chwilę byłam szczęśliwa, a kilkanaście minut później dostałam wiadomość, że jestem chora. Wtedy zaczął się dramat, ale udało mi się donosić ciążę do 25 tygodnia.
-Jak myślisz mamo, będziesz miała wnuczka, czy wnuczkę?- zapytałam.
-To ty nie wiesz jakiej płci będzie dziecko? Myślałam, że już z miesiąc temu się dowiedziałaś.
-Ustaliliśmy z Kubą, że płeć dziecka do końca ciąży pozostanie dla nas tajemnicą- rzekłam.
-Szkoda, ale myślę, że to dziewczynka będzie. U nas w rodzinie same dziewczyny się rodzą.
-A u Kuby chłopaki. I co powiesz?
-Nieważne jaka płeć będzie. Ważne, aby zdrowe było- mama mnie przytuliła.
-Masz rację. Dobra, ja lecę do siebie do pokoju spakować kilka rzeczy- oznajmiłam.
-A gdzie się wybierasz?
-Jadę z Kubą do Szczecina pomóc Ani.
-Ale w twoim stanie to bezpieczne?- zapytała mama z troską w głosie. Ja tylko dałam jej całusa i poszłam do swojego pokoju. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i byłam gotowa do wyjazdu. Około trzynastej Kuba po mnie przyjechał i ruszyliśmy w stronę Szczecina. W połowie drogi zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, aby zrobić sobie przerwę.
Kiedy siedzieliśmy już w aucie i jedliśmy hot-dogi, gdzieś pięćdziesiąt metrów dalej ujrzałam wysokiego blondyna. Przyjrzałam się mu dokładniej, ale nawet się nie odwrócił w naszą stronę, a szkoda, bo z tyłu był bardzo podobny do Oskara. Nawet miał podobny kombinezon jak jego, ale motocykl był zupełnie inny, dlatego nawet nie powiedziałam o tym Kubie i uznałam to za przypadek. Później całą drogę karciłam się w myślach, że nie podeszłam do tego chłopaka i nie upewniłam się, że to nie Oskar. Może to był akurat on, ale mówi się trudno.
Tak jak planowaliśmy, o osiemnastej byliśmy w Szczecinie. Od Tomka, kuzyna Oskara, Kuba wyciągnął adres, gdzie mieszka ta Emilka, u której nocują Ania z Gosią. Zaparkowaliśmy auto i zaczęliśmy szukać odpowiedniego bloku. Dzięki uprzejmości jednej pani, nie męczyliśmy się z tym zbyt długo. W końcu stanęliśmy przed drzwiami mieszkania kuzynki Gosi. Kuba zadzwonił i czekałyśmy aż ktoś nam otworzy. Po chwili usłyszeliśmy jak ktoś przekręca klucz w drzwiach i ujrzeliśmy Gosię, która była bardzo zdziwiła się, widząc nas.
-Co wy tu robicie?- zapytała.
-Na razie mam przełożoną chemię, dopóki nie urodzę albo nie pogorszą mi się wyniki, dlatego przyjechaliśmy pomóc Ani- oznajmiłam- A ty sama jesteś?
-Nie, z Anią. Dzisiaj mamy dla siebie całe mieszkanie, bo moja kuzynka pojechała do Polic, do swojego chłopaka- powiedziała Gosia i wpuściła nas do środka. Zaprosiła mas do salonu, gdzie na sofie siedziała Ania, która jak tylko mnie zobaczyła, prawie mnie udusiła.
-Co wy tutaj robicie?- zapytała po chwili, patrząc to na mnie, to na Kubę- Przecież ty pojutrze masz zacząć chemioterapię.
-Udało nam się porozmawiać z lekarzem, który zgodził się na przełożenie chemioterapii- wyjaśnił Kuba i objął mnie w pasie.
-Chcę ci pomóc w twoim śledztwie- przy ostatnim wyrazie narysowałam w powietrzu cudzysłów.
-W sumie, to i tak już spotkałam się z byłą Oskara, która dużo w tej sprawie nie wniosła, a jutro mam spotkać się z jego najlepszym kolegą ze szkoły.
-Spotkałaś się z jego byłą?- byłam zaskoczona tym wyznaniem.
-Co w tym takiego dziwnego?
-No nic- powiedziałam i położyłam się na sofie. Nogi mi strasznie spuchły i potrzebowałam tego.
-Nie za wygodnie ci?- zapytała Ania, zwalając moje nogi.
-Jak będziesz w szóstym miesiącu ciąży, to też będziesz marzyła, żeby tylko się rozłożyć na łóżku, bo tak cię będą nogi bolały.
-Może mam ci je jeszcze masować?- zapytała, a ja pokiwałam twierdząco głową. Już chciałam się wygodnie ułożyć i swoje nogi położyć na jej, ale ona tylko przebiegle się uśmiechnęła i wstała. Pokierowała się do kuchni, a jej miejsce zajął Kuba.
-Tak w ogóle, to gdzie wy będziecie spali?- zapytała Gosia, opierając się o komodę.
-Za nim wyjechaliśmy, zarezerwowałem nam pokój w hotelu, więc o to się nie martw- odezwał się Kuba.
-Ok, napijecie się czegoś?- zaproponowała nam Gosia, ale oboje odmówiliśmy. Chwilę jeszcze gadaliśmy, a Ania cały czas nie wróciła z kuchni. W końcu postanowiłam sprawdzić. Z trudem wstałam z tapczanu i poszłam do pomieszczenia. Anka stała przy oknie z opartymi łokciami o parapet. Podeszłam bliżej i stanęłam obok. Po policzkach płynęły jej łzy.
-Co się dzieje? Czemu płaczesz?- zapytałam.
-Zazdroszczę ci- odparła cicho- Masz kochających rodziców, Kubę, który oddałby za ciebie życie, za dwa i pół miesiąca zostaniesz mamą, a ja co mam? Gówno mam.
-Masz mnie, masz Kubę, moich rodziców, nawet Gosię i Tomka. No i przede wszystkim też zostaniesz mamą.
-Nie wiem, czy będę umiała kochać to dziecko.
*Ania*
To był pierwszy raz, kiedy tak pomyślałam, ale prawda była taka, że gdyby nie ciąża, nie byłoby pewnie tego całego zamieszania.
-Co ty wygadujesz?- Karolina się trochę uniosła- Przecież to nie wina dziecka, że stało się jak się stało.
-Ale może to wszystko inaczej by się potoczyło i Oskar byłby z nami.
-No może, ale stało się jak się stało i musisz się z tym pogodzić. Musisz się też przygotować na to, że nigdy już go nie zobaczysz.
-A pomożesz mi przy dziecku?- zapytałam.
-Jeśli będzie mi dane dożyć narodzin twojego dziecka, to tak- posłała mi uśmiech, ale nie do końca przekonywujący, a ja się rozkleiłam jeszcze bardziej.
-Karolina, nie wyobrażam sobie tego, że ty możesz umrzeć. Powiedz, że to jakiś koszmar- odparłam, przytulając się do niej. Z jej oczu również zaczęły lecieć łzy.
-Błagam cię, nie mów tak. To mnie jeszcze bardziej dołuję, a ja chcę walczyć.
-Ok, postaram się- wymusiłam uśmiech.
-O której się umówiłaś z tym Filipem?- spytała nagle.
-Widzę zmiana tematu. Umówiłam się z nim jutro o dwunastej w parku Kasprowicza. Jest to kawał drogi, ale może jak zagadam z Kubą to się zgodzi.
-Ja się na nic nie zgadzam- usłyszałyśmy. Obie odwróciłyśmy się w stronę drzwi kuchennych i zobaczyłyśmy Kubę.
-No ale to spory kawał stąd, a ja na to spotkanie chcę zabrać Karolinę- spojrzałam w jej stronę, a ona puściła mi oczko.
-Dobra, ale pod jednym warunkiem. Będę miał na was dwie oko. Niewiadomo co to za typ.
-Ok- zgodziłyśmy się obie równocześnie.
Na drugi dzień, Park Kasprowicza
Kuba zatrzymał się przy przychodni, znajdującej się obok parku.
-Może ty jednak zostaniesz Karolina?- spytał ją chyba po raz setny. Mnie wcześniej też próbował zmusić do zostania w domu i zaproponował, że to on pogada z Filipem.
-Od początku była umowa, że idziemy we dwie- odparła i wysiadła z auta, trzaskając drzwiami. Ja zrobiłam to samo. Byłam ciekawa, dlaczego tak gwałtownie zareagowała.
-Zaczekaj!- złapałam ją za rękę- O co ci chodzi, przecież to o mojego chłopaka chodzi, a nie twojego, więc po co się na Kubę wkurzasz?
-Bo mnie takie coś denerwuje. Obchodzi się ze mną jak jakimś jajkiem. Bo co? Jestem w ciąży i mam białaczkę?
-On cię kocha i nie chce, żeby coś ci się stało.
-Na pewno gdyby nie moja obecna sytuacja, nie traktował by mnie tak. Zauważyłaś, że już nawet na wyścigi nie jeździ?- Karolina się mi żaliła, gdy szłyśmy w stronę parku. Może i miała rację, że Kuba nie traktował ją jak dawniej i nawet ja zaczęłam trochę inaczej na nią patrzeć. Jednak to dalej była ta sama Karolina.
-Zobaczysz, urodzisz dziecko, wyzdrowiejesz i będzie jak dawniej- to jedyne słowa, na które byłam w stanie się wysilić, żeby się nie poryczeć.
-Łatwo powiedzieć- skomentowała i już kolejne słowa cisnęły mi się na język, ale ujrzałam Filipa na jednej z ławek. Poznałam go od razu, bo widziałam jego zdjęcia na facebook'u. Podeszliśmy do niego bliżej.
-Cześć, Ania, a to moja przyjaciółka Karolina- przedstawiłam nas.
-Cześć, jestem Filip- on również to zrobił i pocałował każdą z nas w dłoń. Był całkiem szarmancki i wydawał się być sympatyczny. Usiedliśmy na ławce i zapanowała chwilowa cisza, którą przerwał stary przyjaciel Oskara.
-A więc pisałaś do mnie, że Oskar zaginął. Chciałabyś się rozumiem czegoś dowiedzieć?- zapytał. Niepewnie kiwnęłam głową na tak.
-Jaki Oskar był w gimnazjum, z jakimi ludźmi się zadawał, czy komuś zaszkodził?
-Oskar był spokojnym chłopakiem w pierwszej i drugiej gimnazjum, no i może przez połowę trzeciej klasy. Potem się całkowicie zmienił. Brał udział w nielegalnych wyścigach, palił papierosy, pił alkohol. Gdy zaczął się zmieniać, chciałem mu jakoś pomóc, ale nie chciał tej pomocy. W końcu jego rodzice postanowili wyprowadzić się do Wrocławia i zerwaliśmy ze sobą kontakt. Nie wiem, czy tutaj miał jakiś wrogów, ale nie wydaje mi się, żeby tak.
-No dobra, a nielegalne wyścigi? Brał udział w nich może?
-Nie i tego jestem pewien, że jak mieszkał w Szczecinie, nie ścigał się. Dopiero potem jak się przeprowadził, ale wydaje mi się, że już to wiesz.
-No tak- potwierdziłam.
-A jakąś dziewczynę miał tutaj?- zasugerowała Karolina, jednak Filip szybko nas uspokoił. Potem już nie było o co go pytać, dlatego się pożegnaliśmy i wróciłam z Karoliną do Kuby.
Kilka godzin później byliśmy już we Wrocławiu.
Świetne!
OdpowiedzUsuńCiekawe co z tym Oskarem
Pozdrawiam
ToJa