Dwa tygodnie później
Kolejny dzień minął już od zaginięcia Oskara i dalej żadnych wieści nie było. Zaczynałam już tracić nadzieje na to, że ojciec mojego dziecka się odnajdzie.
Był to piątkowy wieczór i jak co tydzień siedziałam nad słówkami z angielskiego. Wolałam to zrobić w piątek, niż w niedzielę na ostatnią chwilę. Uczyłam się tego przedmiotu od pierwszej klasy gimnazjum i go nienawidziłam. Już wolałam niemiecki. Spojrzałam na zegarek i była godzina osiemnasta dwadzieścia siedem. Potem usłyszałam krzyk Karoliny. Zerwałam się z krzesła i udałam się do jej pokoju.
-Co się dzieje?- zapytałam, otwierając gwałtownie drzwi. Zobaczyłam Karolinę, która leżała zwinięta w kłębek na łóżku.
-Ja, ja rodzę- odparła i po chwili znowu krzyknęła z bólu. Nie zastanawiając się dłużej, chwyciłam za jej komórkę, która była na biurku i zadzwoniłam po karetkę. Podałam wszystkie szczegóły i się rozłączyłam. Zaczęłam uspokajać Karolinę i jednocześnie próbowałam dodzwonić się do Kuby, co nie było taką prostą sprawą.
*Kuba*
Podjechaliśmy z moim starszym bratem Jackiem na osiedle. Miałem mu pomóc w przeprowadzce. Razem ze swoją narzeczoną podjęli decyzję o zamieszkaniu wspólnie. Kiedy wnosiliśmy komodę, zaczął dzwonić mój telefon. Nie mieliśmy dużo do pokonania, dlatego postanowiłem odebrać, jak mebel będzie stał na swoim miejscu. Kiedy było po wszystkim, wyjąłem telefon, który nie przestawał dzwonić. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem zdjęcie roześmianej Karoliny. Przestraszyłem się, bo dzwoniła bardzo uporczywie. Odebrałem i przyłożyłem smartfon do ucha, ale zamiast Karoliny, usłyszałem głos Ani.
-Ile kurwa można do ciebie dzwonić?!- wydarła się na mnie- Twoja dziewczyna rodzi palancie!- zamurowało mnie. Nie wiedziałem, co powiedzieć.
-Ale, ale to dopiero dwudziesty siódmy tydzień.
-No to co? Gdzie ty w ogóle jesteś?
-U brata- odpowiedziałem.
-No to na razie nigdzie się stamtąd nie ruszaj. Jak będziemy wiedzieli, do jakiego szpitala jedziemy, napiszę ci sms-a- oznajmiła i się rozłączyła. Ja oparłem się o ścianę i zjechałem po niej. Dziesięć minut później dostałem SMS-a, gdzie zabierają Karolinę. Przeprosiłem Jacka i jak najszybciej udałem się do szpitala. Na miejsce dotarłem po pięciu minutach. W rejestracji dowiedziałem się, gdzie znajduje się Karolina i już spokojnieszy poszedłem po salę porodową. Czekała tam już Ania, która chodziła zdenerwowana po korytarzu.
-Co z Karoliną?- zapytałem, gdy tylko do niej podszedłem.
-Rozwarcie prawie cztery centymetry miała, jak dotarła karetka, więc nie było mowy, żeby udało się powstrzymać akcję- odparła. Ja siadłem na krześle i schowałem twarz w dłoniach. Przecież to nie tak miało wyglądać. Dlaczego tak wcześnie? Zacząłem się zastanawiać, jak to będzie i bałem się, że moje maleństwo nie przeżyje. Anka siadła obok mnie i zaczęła mnie pocieszać.
Po jakichś dwóch godzinach wyszedł do nas lekarz. Dwóch godzinach, które były dla mnie wiecznością.
-Co z Karoliną, co z dzieckiem?- zapytałem.
-Pan jest ojcem dziecka?
-Tak.
- Z Karoliną jest wszystko w porządku. Córkę zaś musieliśmy podłączyć do respiratora. Ma niewykształcone płuca i do tego problemy z sercem. Dostała cztery punkty w skali Apgar. Walczymy o jej życie. Najbliższe dwie doby będą decydujące, ale mała jest w dobrych rękach.
-Mogę zobaczyć się z Karoliną?
-Tak, jest na sali poporodowej. Tylko nikt więcej niech nie wchodzi. Jest ona zmęczona- odparł lekarz i po chwili byłem przy mojej dziewczynie. Karolina leżała wpatrzona w sufit. Oczy miała zaszklone. Podszedłem do niej bliżej i złapałem ją za dłoń.
-Wszystko będzie dobrze- szepnąłem, ściskając mocniej dłoń- Nasza córeczka da sobie radę. Zobaczysz.
-Mam nadzieję. To jedyne, co ci po mnie zostanie- powiedziała, spoglądając mi w oczy. Nienawidziłem, kiedy tak mówiła. To wszystko brzmiało tak dołująco, jakby nie wierzyła w to, że białaczkę da się leczyć, tylko potrzeba czasu. Owszem, czasem kończy się to niepowodzeniem, ale nie widziałem innego zakończenia niż takie, że Karolina wraca do domu zupełnie zdrowa.
-Błagam cię, nie mów tak. Oboje doskonale wiemy, że wyzdrowiejesz.
-Fajnie, że jesteś tak optymistycznie nastawiony, ale ja patrzę na to bardziej realistycznie- odparła dość chłodnym tonem. Nie zdążyłem jej odpowiedzieć, bo do sali wszedł lekarz, z którym rozmawiałem kilka minut wcześniej.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałbym wam przekazać, że jeśli chcecie zobaczyć swoją córkę, to możecie. Tylko niech pani najlepiej siądzie na wózek- oznajmił i się ulotnił. Posłałem Karolinie uśmiech. Ucieszyłem się, że możemy zobaczyć nasz skarb. Ona nie podzielała tak mojego entuzjazmu, ale zdecydowała się pójść razem ze mną. Zgodnie z instrukcją pielęgniarki, udaliśmy się w miejsce, gdzie znajdowała się nasza córcia. Przed wejściem zachowane zostały wszystkie środki ostrożności. Kiedy stanęliśmy przy inkubatorze, położyłem swoją dłoń na ramieniu Karoliny. Wpatrywaliśmy się w tą małą istotkę, która podłączona była do różnego rodzaju maszyn. Mała była niewiele większa od mojej dłoni. Łezka w oku mi się zakręciła. W końcu zostałem tatą.
-Jak jej damy na imię?- zapytałem.
-Takie, jakie ci się podoba. W końcu to i tak ty będziesz ją wychowywał.
-Błagam cię, skończmy ten temat. Cieszmy się tym, co jest tu i teraz.
-Co powiesz na imię Nadia?- zaproponowała, a mi od razu się spodobało to imię.
-Śliczne, to będzie nasza mała Nadzieja- przytuliłem Karolinę od tyłu.
-Szkoda, że nie mogę wziąć jej na ręce- usłyszałem od mojej dziewczyny.
-Też bym chciał- westchnąłem.
*Ania*
Siedziałam na ławce w przyszpitalnym parku. Wyszłam ze szpitala, bo nie mogłam tam wytrzymać. Widziałam, że Karolina z Kubą są szczęśliwi i gdzieś w głębi duszy się cieszyłam z narodzin ich dziecka, ale cały czas myślałam o Oskarze, który niewiadomo gdzie się podziewał. Już czasami nawet chciałabym, żeby jego ciało znlaleziono gdzieś nad Odrą niż żyć w niepewności, co się z nim stało. Najbardziej podobała mi się wizja tego, że Oskar wraca i razem żyjemy długo i szczęśliwie, ale to tylko w bajkach tak jest, a nie w prawdziwym życiu.
-Mogę usiąść obok ciebie?- zapytał jakiś chłopak, możliwe, że w moim wieku. Miał blond włosy, błękitne oczy, był wysoki i widać było, że chodzi na siłkę, bo miał sześciopak. Nie miał jednak uśmiechu ta twarzy, a nim byłoby mu na pewno lepiej. Ja się trochę zmieszałam. Wstałam, przeprosiłam i poszłam do domu Tomka. Całe szczęście, zastałam go.
-Hej Ania, a co cię do mnie sprowadza?- zapytał po otwarciu mi drzwi.
-Daj mi klucze od mojego motocyklu- odpowiedziałam krótko, zwięźle i na temat.
-Przecież ty nawet jeździć nie umiesz. Oskar to by mnie zabił, gdyby się dowiedział.
-Ale Oskara nie ma- odparłam stanowczym głosem, dziwiąc się swoim słowom.
-Tylko mi się na nim nie zabij- ostrzegł i wpuścił mnie do domu. Po chwili dał mi kluczyki, a ja zniknęłam w garażu. Po chwili siedziałam już na moim motocyklu, którego dostałam od Oskara. Nawet nieźle mi szło. Szybko opanowałam jazdę. Postanowiłam pojechać w miejsce, gdzie moi przyjaciele zabrali mnie na moje urodziny. Co prawda tam odbywały się wyścigi aut, ale pojazdem jednośladowym też się dobrze jeździło. Po około godzinie postanowiłam zrobić sobie przerwę. Zatrzymałam się, zeszłam z maszyny i usiadłam na ziemi. W pewnym momencie usłyszałam warkot motocykla, ale to nie był mój. Rozejrzałam się i po chwili zobaczyłam nadjeżdżającą Hondę CBF 600S. Zatrzymała się, gdy się do mnie zbliżyła. Przestraszyłam się nie na żarty. Osoba zsiadła i zdjęła kask oraz kominiarkę. Wtedy dostrzegłam chłopaka spod szpitala.
-Znów się spotykamy- uśmiechnął się do mnie, ukazując dwa rzędy równych białych zębów. Po chwili dostrzegłam również dołeczek.
-Co ty tu robisz?- zapytałam drżącym głosem. Nie wydawał mi się podejrzany i w innych okolicznościach bym się nie bała. Jednak akcja z Kacprem dawała mi dużo do myślenia. Musiałam być ostrożna.
-Przyjechałem trochę odreagować- oznajmił. Nie wiem, czemu, ale przestałam się go bać, jednak dalej patrzyłam na niego podejrzliwie, co nie umknęło jego uwadze.
-Patrzysz na mnie, jak na seryjnego mordercę- zażartował.
-Przepraszam, po prostu od pewnego wydarzenia jestem bardzo czujna- wyjaśniłam szybko.
-Ok, nie zamierzam cię zgwałcić, ani zabić. Tak w ogóle, to Michał jestem- wyciągnął do mnie rękę.
-Ania- przedstawiłam się również. Zauważyłam nagle, że mój nowy znajomy posmutniał.
-Dziewczyna, z którą byłem miała tak na imię- powiedział Michał, jakby czytał mi w myślach.
-Byłeś? Czyli mam rozumieć, że nie ma już jej w twoim życiu?
-Tak, okazała się być suką, która nie zna granic. A ty? Co tutaj robisz sama?
-Podobnie jak ty, postanowiłam odreagować- odpowiedziałam tylko. Nic więcej nie miałam zamiaru mówić. Nie chciałam się zwierzać nowo poznanemu chłopakowi, więc musiało mu to wystarczyć.
-Yamaha R1 widzę- Michał postanowił zmienić temat, co mi się spodobało- Pewnie musiała sporo kosztować.
-A ja widzę, że masz Hondę CBF 600- chciałam przed nim trochę zabłysnąć i udało mi się.
-Długo już jeździsz?- zapytał, a ja spojrzałam na zegarek w telefonie.
-Dwie godziny.
-Poważnie?
-Tak, motocykl stał w garażu u kuzyna. Dostałam go w prezencie, ale nie miałam okazji nim jeszcze pojeździć- nie skłamałam, tylko nie dopowiedziałam szczegółu, że u kuzyna Oskara, ale nie znał prawdy.
-Widać, że się w tym lubujesz. Mało która dziewczyna rozpoznała by od razu markę i do tego model- poczułam jak się rumienię.
-Chcesz, to mogę ci cały skład Barcy wymienić włącznie z funkcjami.
-Nie wierzę, że to zrobisz. Daje stówę, że tego nie zrobisz- założył się ze mną. Ja zaczęłam wymieniać każdego i do tego podałam jeszcze numery koszulek. Gęba Michałowi opadła i to dosłownie. Wyciągnął z kieszeni portfel i podał mi stu złotowy banknot.
-Weź to schowaj. Nie wygłupiaj się.
-Był zakład i go wygrałaś. Bierz to- wziął moją dłoń i położył na niej wygraną. Uśmiechnęłam się do niego i schowałam tą stówę.
-Wiesz co? Ja muszę jechać. Chcę jeszcze zajechać do przyjaciółki do szpitala- powiedziałam, zakładając kask.
-Dobra, nie zatrzymuje cię- odparł i podszedł do swojego motocyklu. Wsiadł na niego i odjechał. Ja również to zrobiłam i skierowałam się w stronę szpitala. Miałam odstawić motocykl i pojechać miejskim środkiem transportu, ale nie chciałam tracić czasu. Po raptem dwudziestu minutach byłam na miejscu. Zostawiłam motocykl na parkingu i weszłam do budynku szpitalnego i udałam się na salę poporodową. Tam jak się okazało byli tam rodzice Karoliny, rodzice Kuby i sam Kuba. Postanowiłam się wycofać, ale Karolina mnie zauważyła i pokazała, żebym weszła na salę. Nieśmiało zbliżyłam się do ich gości.
-Dzień dobry. Cześć Karolina. Jak się czujesz?- zapytałam.
-Dobrze. Nadia też widać dobrze. Siedzieliśmy z Kubą u niej trzy godziny- odparła z uśmiechem. Ja jednak nie umiałam cieszyć się jej szczęściem. Wizja, że mam zostać samotną matką i to w tak młodym wieku, mnie przerażała. Do tego fakt, że moja mama nie żyje i nie będzie mogła mi pomóc, jeszcze bardziej mnie przybijał. Widziałam, jak rodzice Karoliny ją wspierają, że ją kochają. Jej siostrę wysłali do bardziej strzeżonego ośrodka, żeby tylko Karolinie i dziecku nie zrobiła krzwydwy, chociaż zapewniała, że będzie brała leki. Widać, kogo bardziej woleli pani Ewelina i pan Damian- Karolinę. Liczyli się tylko z jej bezpieczeństwem, a o samopoczuciu Natalii nie myśleli. W tym momencie nawet trochę mi się jej żal zrobiło, że nawet nie może zobaczyć swojej siostrzenicy, ale sama sobie tak narobiła. Gdyby nie przestała wtedy brać tych leków, może byłaby tu z nami. A może Karolina nie wiedziałaby o chorobie. Było wiele pytań bez odpowiedzi. Między innymi wliczało się do nich "Gdzie jest Oskar?"
~Oskar~
-Więzisz mnie już tyle czasu, może wreszcie byś mi powiedziała, po co ja ci tu jestem?- zapytałem, szarpiąc się jednocześnie. Byłem przykuty do kaloryfera i nie mogłem wykonać jakiegokolwiek ruchu.
-Mówiłam ci, chcę twojego cierpienia- powiedziała ruda osiemnastolatka, opierając się o ścianę- Z początku myślałam, że kulka w łeb wystarczy, ale to nie miało sensu, bo byś od razu zmarł, a tak to sobie pocierpisz.
-I tak nie rozumiem, po co to robisz?- wycedziłem i kolejny raz szarpnąłem, ale to nic nie dało- Myślałem, że to już zamknięty rozdział- spojrzałem w niebieskie oczy dziewczyny, które kiedyś były dla mnie wyjątkowe, a teraz dopiero w nich widziałem szaleństwo.
-A nie pamiętasz Oski naszego pierwszego razu?- zapytała, podeszła do mnie bliżej i przejechała dłonią po moim policzku. Kurwa, dlaczego to wszystko wraca?
-Trudno go zapomnieć. Byłem trzeźwy wtedy i świadomy tego, co robię. Tylko żałuję tego głupiego seksu z tobą, bo wcale taka dobra w łóżku nie byłaś. Anka jest zdecydowanie lepsza- odparłem- A poza tym nie chcesz odebrać ojca dziecku?
Dziewczyna mi się przyjrzała uważniej i dopiero po chwili się zorientowałem, co ja takiego powiedziałem. Naraziłem w tej chwili Anię.
-Powiadasz, że Ania jest w ciąży? To dla mnie cenna informacja- rzekła i wyszła z pomieszczenia, w którym przebywałem chuj wie jak długo. Straciłem rachubę czasu. Wiedziałem, że zostałem porwany w dzień, kiedy dowiedziałem się o ciąży Ani. Byłem ciekaw, jak się rozwija nasze maleństwo, jak Ania bardzo się zmieniła od tego czasu, czy widać już po niej, że jest w ciąży. Byłem też ciekawy, jak się mają sprawy z Karoliną. Czy przyjmuje już chemię, czy jej wyniki się poprawiły. Nie mogłem jednak otrzymać odpowiedzi na to pytanie. Zacząłem się jednak martwić o moje skarby. Nie wiedziałem, czego spodziewać się po tej psychopatce Majce. W końcu z wycieńczenia zasnąłem.
czwartek, 16 czerwca 2016
18
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jej pierwsza już 2 raz dzisiaj.
OdpowiedzUsuńŚwietne mam nadzieje że Ani nic sie nie stanie a z Oskarem to mnie zaskoczyłaś :)
Pozdrawiam
ToJa